Witajcie! Dobiliśmy właśnie do trzeciego rozdziału. Marnie. Więc trzeba to nadrobić i dodaje następny. Nie ma żadnej akcji, za co przepraszam, ale rozdział wyszedł nudny i trzeba czekać do następnego, aby coś się rozkręciło.
A teraz:
Przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że ktoś to czyta i miłej lektury!
Rozdział 3.
-Przez
pewien czas ze sobą chodzili. –rzucił beznamiętnie. Pierwsza myśl jaka nasunęła
mi się do głowy to „Rukia, ten ciągle zrzędzący Karzeł miał drugą połówkę?!”.
Moja mina, bezcenna. –Nie patrz się takim wzrokiem. –skomentował Toshiro, a do
mnie dopiero dotarło, że on mówi na poważnie. –W każdym razie, kiedy Ryuu
wrócił do Soul Society. Nawiasem mówiąc, nikt nie wie jak i z jakiego powodu.
Okazało się, że zna Kuchiki. Oczywiście zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu…
-zaczął opowiadać, a ja mu przerwałem.
-Czekaj!
Najpierw powiedz mi, kim w ogóle jest ten cały Ryuu, bo nigdy nie orientowałem
się w przyjaciołach Rukii. Mało o sobie opowiadała… -powiedziałem patrząc na
niego.
-Ryuu Ohira
zasłużył sobie dla Soul Society, jako prawny Shinigami i kapitan jednego z
Gotei 13. –wyjaśnił. Zaskoczył mnie sam fakt, że Rukia zadaje się z kapitanami.
–Wracając… Ryuu zaczął ją trenować. Na całe dnie zaszywali się do jakiś swoich
pól treningowych. Pewnego dnia, Kuchiki i Ohira wracali razem z treningu i
trafili na istną rzeź…
-Co się..?
–moje źrenice się rozszerzyły. Jaka znowu rzeź?
-Liczba
zabitych wynosiła 78 osób dorosłych i 27 dzieci. W sumie 105 ofiar
śmiertelnych. –zamurowało mnie. Nie wiedziałem czy mam się odezwać, czy
siedzieć cicho. -Nie mogliśmy tego zostawić w spokoju. Złapaliśmy Kuchiki i Ohira.
Próbowali się tłumaczyć, ale nikt nie chciał ich nawet słuchać. Zamknęliśmy tą
dwójkę w izolatce. –wyjaśnił. Tu zrobił drobną przerwę, widząc, że się gotuję.
-Jak
mogliście im to zrobić to przecież Rukia… -powiedziałem zaciskając pięści.
-Dobrze wiesz,
że nie my o tym decydujemy. Słuchaj dalej. Kiedy wreszcie postanowiono ich przepytać
doszliśmy do wniosku kto to wszystko zrobił, a mianowicie… Zbiegli Shinigami.
Natychmiast pobiegliśmy do izolatki przy pomieszczeniu Kuchiki, a tam niebyło
nikogo - Gihei Hayashi uciekł. Pracowaliśmy nad wyłapaniem jego towarzyszy od
17 lat. Jednak zapadli się pod ziemię. Po latach, kiedy ich sprawa odeszła już
trochę na bok, wrobili Kuchiki i Ohira, byśmy nachwalę zapomnieli o tej grupie.
Udało im się. Jednakże, nikt nie był pewny czy mówią prawdę. Co jak co, ale
przez kilkanaście lat uważana Ohira'e za zbiegłego. Więc wysłali go, aby
sprawdził gdzie znajduje się ich kryjówka. Zabili Ryuu, który ostatecznie ją
odkrył w Świecie Żywych i teraz na powrót prowadzimy tu sprawę. –dokończył Toshiro.
Byłem w szoku. Rukia i kapitan zostali
wrobieni przez… Gihei’a, który przed chwilą walczył z Rukią i dał jej przeżyć
i… To… Nie umiem pozbierać myśli. Co tam się działo pod czas mojej
nieobecności. Spojrzałem na Toshiro.
–Czy… Wiesz
jak oni wyglądają? –spytałem. –Ci… zbiegli Shinigami? –poprawiłem się. Nie znam
nazwiska tamtego może to tylko zbieżność imion?
-Ich szef –
Yousuke Goto, białowłosy wyższy od ciebie mężczyzna, ma intensywnie czerwone
oczy i najczęściej chodzi ubrany w
fioletową koszulę i białą pelerynę… To on zabił Ryuu. Jednak nie mów o tym
Kuchiki... –już otwierałem usta, aby spytać o co dokładnie chodzi. –Nie twoja
sprawa, z resztą moja też nie. Sam dowiedziałem się przez przypadek. Okakura
zielone włosy i tego samego koloru oczy. Jest niewiele niższy od ciebie. Kiichi
ma duże okulary i brązowe włosy, jest gdzieś mojego wzrostu. Mimo jego wręcz bezbronnego wyglądu, nie lekceważ go. Gihei to blondyn o
intensywnie zielonych oczach, mniej więcej twojego wzrostu. –a jednak to on. Ścisnąłem dłonie w pięści. Hitsugaya udawał,
że tego nie widzi i patrzył się w przestrzeń. –Murai… Postury Zaraki’ego, ciemne
włosy i nie ma nogi, jednak jest na tyle szybki, że zdąży zajść cię od tyłu i
pozbawić głowy. Wszyscy, którzy tam coś znaczą są na poziomie wyższym niż
kapitańskim. –skończył swój monolog Toshiro.
-Jest ich
tylko piątka? –spytałem dość zuchwale.
-Możliwe, że
połączyli się z jakimiś innymi zbiegłymi Shinigami lub czymś innym.
–odpowiedział białowłosy. –Kurosaki… Powiedz mi, czy to Gihei was zaatakował?
–spytał.
Spojrzałem na niego zaskoczony. Już
chciałem zaprzeczać, jednak zrezygnowałem. Kapitan 10 oddziału spojrzał na mnie
wyczekująco.
-Taa…
-mruknąłem.
On kiwnął głową na znak, że rozumie i
zaczął nas czymś dumać. Zadzwonił dzwonek. Dopiero? Uświadomiłem sobie, że „nie
dopiero”, a uczniowie wychodzą z klas.
-Ichigo…
-usłyszałem głos za sobą i zobaczyłem przyglądającą się mi Rukię.
Była już w swoim gigai. Wysiliłem się na
uśmiech. Naprawdę coś takiego przeżyłaś? Na pewno było o wiele gorzej, niż
sobie wyobrażam i to nie może być jedyne co w tym okresie się wydarzyło.
Musiałaś czuć się okropnie. I do tego te wszystkie zdarzenia były tak blisko
ciebie. Miałem ochotę ją przytulić.
-Coś się
stało? –spytała.
Nagle Toshiro przyszedł. Chwila…
Spojrzałem za siebie. Tam też stał… A, no fakt… Poprawka. Przyszło gigai należące
do Hitsugaya'i.
-Nie… No, co
ty, nic… -powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej słabo. Unikałem jej wzroku.
-Baka! Nic
mi nigdy nie mówisz! –wybuchła. -Chyba też mam prawo wiedzieć! –zbulwersowała
się. Miałem ochotę wygarnąć jej dokładnie to samo. Podniosła ręce w geście
oskarżycielskim. –Jesteś…
-…Egoistyczna.
–dokończyłem za nią i mijając zaskoczoną ciemnowłosą ruszyłem przed siebie.
-Ichi-go…
-szepnęła zdziwiona, a jej ręce jakby bezwładnie opadły. Czułem się podle
robiąc coś takiego, ale sama powinna się obwiniać o to samo. Zatrzymałem się.
–Jesteś
egoistką… Powinnaś dzielić się swoimi problemami, a nie egoistycznie zachowywać
je tylko dla siebie… -powiedziałem cicho wkoło powtarzając słowo „egoizm”.
-Masz rację…
-usłyszałem cichy głos.
Staliśmy w milczeniu odwróceni do siebie
tyłem. Ona ruszyła w stronę budynku, a ja ścisnąłem dłonie w pięści. Ciągle się
obrażamy i kłócimy, a tu nagle ona przyjmuję obrazę z uśmiechem. Czemu to tak
boli? Dzień minął w miarę szybko. Rangiku i Rukia ominęły jedną lekcję. Do
końca szkoły polegał w większości na rywalizacji z Ikkaku, nudnych przemowach
Yumichika o wyglądzie z resztą Rangiku wygłaszała podobne przemowy, tyle, że
nimi interesowała się Rukia i Orihime, później rozmawiały o jedzeniu. Chad
siedział i przysłuchiwał się wszystkiemu. Renji i Ishida delikatnie mówiąc
głośno wyrażali swoje poglądy… Toshiro w większości siedział cicho nad czymś
dumając. Szczerze mówiąc, trochę bolało mnie to, że Rukia nie odezwała się do
mnie ani słowa od tamtego momentu. Kiedy szkoła się skończyła każdy się
rozszedł. Nawet Rukia poszła gdzieś indziej. Wszedłem do domu.
-Spóźniłeś
się… Rodzinka wyjechała do babci i cię zostawiła? Pewnie czujesz się samotny,
ale tu chodzi o twoją edukację, więc masz dowód, że się o Cie… -przerwałem
Rukii jej monolog.
-Co ty tu
robisz?! –spytałem zaskoczony. –Szłaś przecież inną drogą… -chociaż w głębi
duszy, byłem zadowolony, że wróciła i będzie normalnie, tak jak kiedyś. Nie...
Nigdy nie będzie tak jak kiedyś, bo... Bo ona wróciła, a ja... Ja...
-Tak, ale
nie myśl sobie, że będę mieszkać gdzieś indziej, bo przecież już od dawna
mieszkam w twojej szafie i nie będę rezygnowała z… -nie dałem jej skończyć,
zresztą ona też nie dała mi dokończyć mej myśli.
-Mój dom to
nie hotel! –powiedziałem wściekły, a ona spojrzała na mnie znudzona i włożyła
sobie popcorn do ust.
-Zaraz leci
mecz. Nie przegapię tego. –powiedziała i zaskoczyła mnie tym.
-Lubisz
nogę? –spytałem zdziwiony i trochę zbity z tropu.
-„Nogę”? Ahh… Piłkę
nożną. Mam prawo mieć zainteresowania i tak lubię „nogę”. –zrobiła cudzysłów
rękoma. –Idę się umyć. –rzuciła i poszła do łazienki.
Wrzuciłem sobie popcorn
do ust. Czy właśnie nieświadomie dałem jej zgodę do mieszkania tutaj? Jestem
idiotą… Kiedy ona się myła ja przebrałem się w pidżamę. Dziewczyna weszła do
mojego pokoju bez pukania z wielkim różowym pluszowym królikiem w jednej ręce i
miską popcornu i cukierkami w drugiej.
-Ty tak na
serio? –spytałem patrząc na królika.
-Oczywiście,
że tak! –odpowiedziała energicznie i usiadła na łóżku obok mnie.
Dopóki mecz
się nie zaczął, dziewczyna bazgrała rysunki, a ja coś czytałem co nawiasem
mówiąc jest dziwne. Niedługo później usłyszeliśmy już pierwsze okrzyki kibiców
z telewizji, a następnie monologi komentatorów. Kiedy zaczęli grać
zapomnieliśmy o Bożym Świecie. Założyliśmy się o to, która drużyna wygra. Jeśli
jej drużyna wygra kupie Rukii żywego królika z całym wyposażeniem (chłopaki
liczę na waszą wygraną), a jeśli moja ona odrabia za mnie lekcję przez miesiąc,
no i kochane pranie przez dwa tygodnie robi za mnie. Sprawiedliwie, prawda?
Ostatecznie był remis i ona nie musiała robić mi zadania i ja jej nie musiałem
kupować królika. Było w porządku. Później oglądaliśmy jakąś komedie.
-Rukia…
Rukia… Rukia… -mówiłem zmęczony, a nie słyszałem nic oprócz ciszy. –Ru…
-odwróciłem się do dziewczyny i spostrzegłem, że śpi. -…kia. – dokończyłem jej
imię zrezygnowany i wstałem. Otrzepałem trochę kołdrę z popcornu i cukierków po
czym okryłem nią dziewczynę. Poszedłem spać na kanapie w salonie. Okryłem się.
Mam nadzieję, że już nigdy mnie nie wykiwa i nie wygoni na kanapę.