Na początek powiem, że dzisiaj można spodziewać się jeszcze jednego posta! Przepraszam, że ostatni post był miesiąc temu. Nadrobię to (chyba)! ;D
Break: Witajcie! Zapowiem dzisiejszy
rozdział, kochani! <33
Mitsuko: Odbija? Nawet nie jesteś z tej
mangi.
Alice: Czy to jakiś problem? Czy z
tego powodu nie możemy zapowiadać?!
Gilbert: Wstyd mi przynosicie…
M: Alice! Mięsko! Break! Lizak!
*wyrzuca około 2 kilometry dalej, a oni za tym biegną. Gilbert wzdycha i powoli idzie za nimi.*
Hichigo: Co to miało być?
M: Zamknij się i zapowiadaj!
B: Więc tak. W dzisiejszym rozdziale…!
<33
M: Ale przecież ty… Przed chwilą… Tam…
2 kilometry…
B: Jestem szybki! <33
M: Oszczędź sobie serduszek. >.<
B: Przynajmniej jestem uroczy! <33
A: To mu trzeba przyznać… *westchnięcie*
M: Ty też?! *w tle: „B: Alice…
<33”*
G: Tak… Ja też się ich boję.
M: Gilbert!
H: Getsuga…
Tenshou!
M+B+A+G: Aaaa..!
Hichigo: Yo! Z powodu straconego czasu
powiem tylko. Przeczytajcie, zostawcie komentarz i dodajcie blog do ulubionych,
bo nie ręczę za siebie…
M+B+G: Baka!
M: TO
BYŁ ZAMACH NA
NASZE ŻYCIE!
A: Mięsko!
M+H+B+G: …
M: Udajmy, że nigdy nic się tu nie
wydarzyło…
~.~ Zapraszam! ~.~
Rozdział 4.
Kiedy się obudziłem poczułem przyjemny
zapach jajecznicy unoszący się w powietrzu. Kocham jajecznicę! Przyciągnięty
tym oto zapachem powędrowałem do kuchni. Zajrzałem przez otwarte drzwi. Stała
tam Rukia z włosami upiętymi w kok i ubrana w mundurek.
-Umiesz
gotować? –spytałem zdziwiony.
-Nie. Mam
zamiar cię otruć. –rzuciła sarkastycznie. –Oczywiście, że umiem! Baka! –rzuciła
we mnie pomidorem.
Uniknąłem ataku i trochę poobijany owoc*
wylądował na szafce. Na szczęście się nie rozchlapał.
–Spokojnie,
nie rzuciłam tak mocno. –powiedziała jakby czytając mi z twarzy.
Zabierała czerwony obiekt, przez który
mogłem zginąć. Zaczęła kroić boczek. Mówiłem, że kocham jajecznice? Nagle
wystawiła nuż w moją stronę.
–Przebrałbyś
się przynajmniej. –powiedziała twardo, a ja zacząłem ściągać koszulkę. –Ale nie
tutaj! –powiedziała i odwróciła się zawstydzona.
Zacząłem się śmiać i wyszedłem. Uwielbiam
ją drażnić.
–Baka!
–krzyknęła z kuchni, a ja teatralnie przewróciłem oczami.
Co za dziewczyna… Przebrałem się w mundurek
szkolny i wróciłem z powrotem do Kuchiki. Oparłem się o framugę drzwi.
-Gotowe?
–spytałem słodko.
Spojrzała na mnie mroźnym wzrokiem.
Schowałem się za ścianą. Zaśmiała się.
-Tak, masz w
jadalni. –powiedziała, do jednej ręki biorąc talerz z nałożoną już jajecznicą,
a od drugiej szklankę wody, po czym usiadła naprzeciwko mnie. –Jakoś tak pusto
bez Yuzu, Karin i twojego ojca. –przyznała, a ja spojrzałem na nią.
-Niby tak,
ale czasami fajnie jest od nich odpocząć. –odpowiedziałem.
Kiedy zjedliśmy wziąłem swój i dziewczyny
talerz, po czym włożyłem je do zmywarki. To samo zrobiłem z patelnią, deską i
nożem. Ze względu na małą ilość naczyń nie wstawiałem zmywarki do mycia i
wróciłem do dziewczyny.
–Chodźmy, bo
spóźnimy się do szkoły. –powiedziałem.
-Ale…
-jęknęła. -…Nie chcę mi się… -dodała.
Spojrzałem na nią zaskoczony, od kiedy ona
narzeka, tuż to niesamowite. Głowę i ręce położyła na stole.
-Idziemy,
nie marudź… -rzuciłem.
-Ale… -nie
dokończyła, bo wziąłem ją pod pachę. –Co ty robisz?! –zbulwersowała się.
-Skoro nie
chcesz iść na własnych nogach to cię zaniosę. –odpowiedziałem i tak niosąc tę marudę do szkoły przyciągałem
na siebie spojrzenia przechodniów.
-Spójrz… -powiedziała
pokazując coś dłonią, a ja spojrzałem tam, ujrzałem kwitnące Sakury… Cudowne…
-Tsaa…
Zachwycaj się. Już nigdy nie więcej nie będę cię nosił. –zakpiłem z oczarowanej
dziewczyny. Mina od razu jej zrzedła i myślałem, że mi przyłoży.
-Baka! Nie
chcę, żebyś mnie nosił! –powiedziała, czuję się jakby specjalnie na każde moje
słowo była nastawiona „anty”. –Ale dziękuje, Ichigo. –powiedziała nie patrząc
na mnie, a na drzewa z różowymi kwiatami.
Uśmiechnąłem się do siebie lekko. Kiedy
doszliśmy do szkoły chciałem puścić dziewczynę, ale się zawahałem.
–Co?
–spytała wojowniczo. Mówiłem. Ona jest nastawiona "anty"!
-Mogę cię
puścić, ale zostaniesz, czy zwiejesz? –zaśmiała się.
-Skoro już
mnie przyniosłeś to zostanę. –odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
Odstawiłem czarnowłosą na ziemię. Pobiegła
do budynku zostawiając mnie w tyle. Ruszyłem za nią, jednak zgubiłem
ciemnowłosą w tłumie. Westchnąłem cicho. Zaraz przyszła.
-Wolno
biegasz. –powiedziała oglądając się za ramię. –Będziemy musieli poćwiczyć.
-Nie biegam
wolno, a… -przerwano mi.
Poczułem, że ktoś cmoknął mnie w policzek.
No, tak tylko jedna osoba mnie tak wita.
-Witaj,
Hime. –przywitałem się z rudowłosą ona odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.
-Dzień
dobry, Ichigo. Cześć, Rukia. –odpowiedziała. –Chodźmy do klasy. –ja i
czarnowłosa przytaknęliśmy.
W sumie z naszej paczki „wtajemniczonych”.
Była tylko nasza trójka. Zaraz jednak doszedł Toshiro. Stanął pomiędzy mną, a
Rukią. Niedługo później zbierali się pozostali, oczywiście było wiele powitań,
pytań w stylu "Długo czekaliście?", "Co u was?" etc. Dzień
zleciał nam spokojnie. Szczerze mówiąc jak jeden z niewielu. W większości tylko
któreś z nas leci powybijać jakieś Hollowy, a dzisiaj spokój. To podejrzane.
Spojrzałem na białowłosego. Wyglądał, jakby się zastanawiał nad tym samym, a
może mi się wydaje. Spojrzał na dziewczyny, które prowadziły tak interesującą
rozmowę na temat mody, że Renji, aż zasnął. Może jednak nie to go zastanawia… Spojrzał w
niebo. Był jakiś taki niespokojny. Po skończonych lekcjach wracaliśmy do domu.
Ciągle dręczyła mnie sprawa Toshiro. Może coś nie tak jest z dziewczynami? Nie,
nie o to chodzi… A może… Z zamyślenia wybił mnie porządne przyłożenie otwartą
dłonią w twarz. Zacząłem pocierać sobie bolące miejsce i spojrzałem na „przeciwnika”.
-Halo! Ziemia
do Ichigo! –warknęła Rukia, stojąca przede mną z rękami założonymi na piersi.
-Nie o to mi
chodziło mówiąc: „Zrób z nim coś, żeby wrócił na ziemię”. –westchnął Uryuu. Ale
nikt go nie słuchał, bo zacząłem kłócić się z Rukią o to, że mnie bije.
-Co ty
robisz, Karle! –wrzasnąłem zły na czarnowłosą, agresywną kobietę.
-Musiałam
coś zrobić, abyś wrócił na ziemie, Truskaweczko! –przekręciła moje imię i
spojrzała wyzywająco.
Co chwilę padały takie słowa jak „idiota”,
„Karzeł”, „Truskawka”, „głupia kobieta” etc. W większości ta mała żmija (takie
przezwisko też się pojawiło) kazała mi wyłysieć i wyrwała praktycznie garść
włosów. Wyrzucając je na chodnik. Spojrzałem na nią nienawistnym wzrokiem z
zaszklonymi oczami, bo wyrywanie włosów z cebulkami całymi garściami za
przeproszeniem cholernie boli. Złapałem się za głowę i szedłem 5 metrów za
czarnowłosą. Sam miałem ochotę powyrywać jej te czarne druty. Odwróciła się i
jak dziecko wystawiła mi język. Aktualnie podszedł do niej kapitan 10 dywizji i
coś powiedział. Z poważniała, przytaknęła. Czemu oni muszą szeptać! Zastanowiła
się przez chwilę i odpowiedziała. Toshiro kiwnął głową i podszedł do Renji’ego
znów coś zaczął szeptać tym razem Abarai’em. Zrobiłem obrażoną minę, której i
tak nikt nie widział, i podszedłem do Rukii. Ja też chcę wiedzieć!
-Co jest?
–spytałem, a ona spojrzała na mnie przybita.
-Nowe
informacje na temat zbiegłych Shinigami. –odpowiedziała cichutko i zgryzła
wargę.
-A
mianowicie? –spytałem półszeptem, nie wiedziałem czemu, ale uważałem, że w tym
cichym mówieniu jest słuszność. To takie podświadome uczucie.
-Jest ich co
najmniej setka i dwudziestka z nich jest na stopniu dywizji 0. –szepnęła i
zgryzła wargę. Dywizja 0? Ta królewska dywizja, czy jakoś tak? –Na pewno wiesz
o tym, że tam dołączają najsilniejsi kapitanowie z Gotei 13. –dodała, a ja przytaknąłem.
-No to
będzie problem… -westchnąłem, a ta spojrzała na mnie wzrokiem „niesamowite”
oczywiście w sarkastycznym tego słowa znaczeniu.** -Tu się rozchodzimy.
–powiedziałem do reszty.
Ja i
Rukia pożegnaliśmy się z pozostałymi, Inoue dałem całusa w policzek i poszliśmy
do mnie. Czarnowłosa walnęła się na kanapie.
-To jest dar
od Boga. –powiedziała przytulając do siebie poduszkę.
-Nee-san!
–podbiegł do niej Kon i został odrzucony na drugi koniec pokoju.
Jak?! On uderzył w poduszkę! Powinien wbić
się w poduszkę, a nie się od niej odbić na drugi koniec pokoju! A może i odbić?
A już sam nie wiem…
-Chcesz coś
zjeść? –spytała dziewczyna z kuchni. Kiedy ona..? A nie ważne.
–Tsa.
Cokolwiek. –powiedziałem i usiadłem na miejscu, gdzie dziewczyna przed chwilą
leżała.
-Czemu
jesteś smutny? –spytała pochylając się nade mną.
-Dlatego, że
wyrwałaś mi włosy z głowy. –dotknąłem się w miejsce bez włosów, uśmiechnęła się
rozbawiona. –Dlatego, że nasi przeciwnicy są niesamowicie silni. –trzepnęła
mnie w głowę. Co prawda mniej bolało niż wyrywanie włosów i wcześniejsze
uderzenie. Zauważyłem, że ona lubi mnie bić. –Co znowu?
-Musisz mieć
takie pesymistyczne podejście do życia? Ciesz się. Ciesz się, że jeszcze nas
nie zaatakowali, a nie jesteś przygnębiony, że… -poczuliśmy silne reiatsu. –No
i szlag trafił całą moją rozwlekłą wypowiedź… -westchnęła, a ja uśmiechnąłem
się pod nosem.
*Kiedyś tam
było mówione, że pomidor to owoc i arbuz to warzywo, w obie teorie wierze i obu
się trzymam, więc jeśli będzie u mnie napisana któraś z tych dwóch teorii to
się nie czepiać.
**Autorka tego bloga uwielbia przekręcać wszystkie
powiedzonka. To przykład z jej… Czemu piszę o sobie w trzeciej osobie O.o To
przykład z moich codziennych powiedzonek: „A abyś wiedziała”, kiedy się pomyli
(znowu 3 os. l. poj.) mówi „literówka” etc. Jest ich więcej, ale kiedy próbuje
je sobie przypomnieć mam w głowie wielką czarną dziurę.