niedziela, 12 maja 2013

Czy Bleach powróci? + "Za kulisami" odc. 2

M: Hej. Tu znowu ja, ale nie z nowym rozdziałem, ale czymś lepszym, niż moje wypociny. Od czasu do czasu sprawdzam newsy na bleach.wbijam.pl/newsy.html i dzisiaj zobaczyłam piękny post z 30 marca (zacofana -.-'') dotyczący tego, że Bleach naprawdę wróci!
B: Pisze ten post, tylko po to, by więcej osób czytało tego bloga *je lizaka*
M: Nieprawda! *jest rumiana*
Hi: Czekaj. Niech ona skończy mówić!
M: Zamknąć się. Co do daty powrotu kochanego anime nikt jeszcze nie jest pewny. Jednakże piszą, że najbardziej wiarygodną datą będzie rok 2014.
Renji: Czyli tak jak mówiłaś na zapytaju!
M: Ciebie tu nie powinno być. Wynieście go stąd. *ochrona wynosi Renji'ego* Xerxes jak się wypowiesz na ten temat?
B: Niech Pandora Hearts wróci!
M: Niech ci manga wystarczy... -.-'' Shikamaru. Prosimy o zdanie.
Sh: To strasznie kłopotliwe... Niech nie wraca. *znudzony*
M: Hichigo? A ty co uważasz? Znów dostaniesz rolę...
Hi: Będę miał mniej wolnego czasu... Mogą tego nie robić.
Ru: Ja tam się cieszę!
A: Ja też. Wreszcie zobaczę jak grasz po tej przerwie...
Ru: A Rangiku z krótkimi włosami wygląda obłędnie.
M: Przestań! Rangiku zrobiła sobie krzywdę. W długich włosach wyglądała niesamowicie! Gilbert, a twoje zdanie na temat wielce emocjonującego powrotu anime Bleach?
G: Szczerze? Nawet nie wiem co to jest... *muzyczka wzmacniająca napięcie*
A: Z angielskiego "wybielacz".
G: Mam się cieszyć, że wybielacz wrócił na rynek?
M: Skończymy tę nieprowadzącą do niczego konwersację. Toshirku, a ty co uważasz mój ukochany?
T: Że wtedy choć na chwilkę mógłby się od ciebie oderwać. *westchnięcie*
M: Ranisz mnie... *odchodzi* Co ty uważasz Len?
L: ...
M: A no tak... Jesteś nieprzytomny. JEszcze go nie zabraliście do szpitala, nieroby jedne?! Tylko obijać się! Dupy podnieść i zawozić go do szpitala!
Tłum: No dobra... *wynoszą Len'a do szpitala*
B: Myślisz, że on jeszcze żyje?
Mizuki: Mitsuko! *biegnie i skacze na nią*
M: Ał... Zejdź ze mnie, hebi.*  To KARA mieć cię przy sobie nie przyjemność... Choć w sumie. Zrób mi swoją najlepszą sake, proszę.
Mi: Jesteś niepełno...
M: *przerywa mu* PROSZĘ. *idzie robić sake* Break idziemy z tamtymi do szpitala. *łapie go za dłoń i idzie z nim do Len'a i reszty*
Lekarz: Przeżyje. Możecie go już stąd zabrać. Trochę pośpiewa i wróci do formy**.
B: Czyli niepotrzebnie tu przychodziliśmy?
M: Najwidoczniej.
B: Czyli normalnie mogłem posiedzieć w domu?
M: Taa...
B: Wracamy! *ciągnie ją za sobą, po czym bierze na ręce i szybko biegnie, dociera do domu, drzwi same się otwierają*
Sebastian: Witamy w domu, panienko.
Finni: Zadbałem o ogród łamiąc tylko jedno drzewo!
M: Gratulacje! Poprawiłeś się!
F: Dziękuję!
M: Sebastianie przygotuj kolację, ja za chwilę dojdę.
S: Yes, my lady. *ukłonił się i poszedł*
B: Co to było?
M: Mój kamerdyner... Sebastian. *Break sprawdza jej oczy*
B: Nie ma... *Mitsuko się śmieje i ciągnie Xerxes'a za sobą*


*hebi - jap. wąż, wężyk (będzie w słowniczku)
** z tego co zrozumiałam to Vocaloidy, żeby żyć muszą śpiewać.


Trochę flaki z oleje, bo bez akcji, ale tam! Bye, bye!
Pozdrawiam:
Mitsuko Hitsugaya

niedziela, 5 maja 2013

Nowy dział: "Za kulisami" - odc. 1

Mitsuko: Ohayo! Jak wam się podobał nowy rozdział?
Hichig: Był denny.
M: Wcale nie! Kłamiesz! *płacze w kącie*
Toshiro: A ja tu po co? *znudzooony*
M: Jeszcze się pytasz! Jesteś moim mężem, Shirku! <33
T: Czy ja czegoś nie wiem?
M: "Mitsuko Hitsugaya" nic, a nic ci nie mówi?
T: Zbieżność nazwisk.
M: To znaczy, że nie wierzysz w nasz zwią... *przerywa, bo w takich chwilach najczęściej jest pocałunek z zaskoczenia*
*ciszaaaa*
T: *nic nie robi*
M: Zrywam nasze zaręczyny! *biega po pokoju i płacze*
T: Z kim mi przyszło pracować. o.O
Hi: ... A myślałem, że to Ichigo jest niedorozwinięty.
Break: Wiecie, że macie jeden umysł.
*w tle leci muzyczka "fantazja, bo fantazja jest od tego..."*
Hi: Wiecie, że tam powinno być "dum dum dum" by wzmocnić napięcie?
*w tle leci muzyczka: "dum dum dum... słonik dumdalski!", którą w przedszkolu wymyślił Hichigo*
Hi: Niee!!! *drze się na cały głos i pada na kolana*
B: "Fantazja, bo fantazja jest od tego, żeby bawić się, żeby bawić się, żeby bawić się na całego..." *śpiewa cicho*
M: Break został jeszcze przy poprzedniej piosence...
Shikamaru: Dobra, zrozumiem wszystko, tylko czemu tam gdzie jest "Bleach" i "Pandora Hearts" wrzucacie też tylko jedną postać z "Naruto".
Autorka: *z nieba pojawia się ostre słońce* Bo jesteś fajny i już się nie udzielaj!
Sh: Dobra...
B: Dostanę lizaka? *robi proszące, szczenięce oczka*
A: Proszę... *z nieba z niewyjaśnionych okoliczności spadają dwa lizaki jeden normalny, a drugi wersja mini dla Emily* Do usłyszenia. *światło znika*
B: Nie ogarniam, ale mamy lizaki, Emily! *Break biega po pokoju, a Shikamaru i Toshiro nic nie ogarniają*
T: Ciągle nie rozumiem czemu mam brać w tym udzia... *Mitsuko rzuca mu się na szyję i przerywa monolog*
M: Jesteś tu, bo ja nie mogę być z Tobą tam. Bo: *śpiewa* "Mówić ci, że kocham cię, tam nie możliwe jest, to tak rani mnie, aż świat tak szybko już..."
B: Strasznie fałszujesz... Lizak! *rzuca się na lizaka*
Len Kagamine: Ona sfałszowała moją piosenkę TT-TT Jak mogłaś ty potworze! Ja ją wymyśliłem po to by pokazać jak mi brakuje Rin, a ty?!
M: Ale ona żyje... *nie ogarnia*
L: Ale w piosence nie żyła! *płacze* Z resztą teraz nagrywamy teledysk do piosenki "World is mine", a tam jestem przez nią w 100% wykorzystywany! TT-TT
M: Co, bo teledysk do piosenki "Spice" fajnie się nagrywało?
L: Zakończmy ten temat.
M: Ale przyznaj, że fajnie to go skończymy!
L: Tak było fajnie! Mogłem sobie poleżeć na Rin!
Rin Kagamine: Len! *trzaska go po twarzy*
B: On jest nieprzytomny...
M: Do szpitala! *odciąga Rin od niego*

Tera czy uratują Len'a przed straszną śmiercią? Dowiecie się w następnym odcinku! *yey!*

"Just trust to me..": Rozdział 4.


Na początek powiem, że dzisiaj można spodziewać się jeszcze jednego posta! Przepraszam, że ostatni post był miesiąc temu. Nadrobię to (chyba)! ;D

Break: Witajcie! Zapowiem dzisiejszy rozdział, kochani! <33
Mitsuko: Odbija? Nawet nie jesteś z tej mangi.
Alice: Czy to jakiś problem? Czy z tego powodu nie możemy zapowiadać?!
Gilbert: Wstyd mi przynosicie…
M: Alice! Mięsko! Break! Lizak! *wyrzuca około 2 kilometry dalej, a oni za tym biegną. Gilbert wzdycha i powoli idzie za nimi.*
Hichigo: Co to miało być?
M: Zamknij się i zapowiadaj!
B: Więc tak. W dzisiejszym rozdziale…! <33
M: Ale przecież ty… Przed chwilą… Tam… 2 kilometry…
B: Jestem szybki! <33
M: Oszczędź sobie serduszek.  >.<
B: Przynajmniej jestem uroczy! <33
A: To mu trzeba przyznać… *westchnięcie*
M: Ty też?! *w tle: „B: Alice… <33”*
G: Tak… Ja też się ich boję.
M: Gilbert!
H: Getsuga… Tenshou!
M+B+A+G: Aaaa..!
Hichigo: Yo! Z powodu straconego czasu powiem tylko. Przeczytajcie, zostawcie komentarz i dodajcie blog do ulubionych, bo nie ręczę za siebie…
M+B+G: Baka!
M: TO  BYŁ  ZAMACH  NA  NASZE  ŻYCIE!
A: Mięsko!
M+H+B+G: …
M: Udajmy, że nigdy nic się tu nie wydarzyło…
~.~ Zapraszam! ~.~


Rozdział 4.
     Kiedy się obudziłem poczułem przyjemny zapach jajecznicy unoszący się w powietrzu. Kocham jajecznicę! Przyciągnięty tym oto zapachem powędrowałem do kuchni. Zajrzałem przez otwarte drzwi. Stała tam Rukia z włosami upiętymi w kok i ubrana w mundurek.
-Umiesz gotować? –spytałem zdziwiony.
-Nie. Mam zamiar cię otruć. –rzuciła sarkastycznie. –Oczywiście, że umiem! Baka! –rzuciła we mnie pomidorem.
     Uniknąłem ataku i trochę poobijany owoc* wylądował na szafce. Na szczęście się nie rozchlapał.
–Spokojnie, nie rzuciłam tak mocno. –powiedziała jakby czytając mi z twarzy.
     Zabierała czerwony obiekt, przez który mogłem zginąć. Zaczęła kroić boczek. Mówiłem, że kocham jajecznice? Nagle wystawiła nuż w moją stronę.
–Przebrałbyś się przynajmniej. –powiedziała twardo, a ja zacząłem ściągać koszulkę. –Ale nie tutaj! –powiedziała i odwróciła się zawstydzona.
     Zacząłem się śmiać i wyszedłem. Uwielbiam ją drażnić.
–Baka! –krzyknęła z kuchni, a ja teatralnie przewróciłem oczami.
     Co za dziewczyna… Przebrałem się w mundurek szkolny i wróciłem z powrotem do Kuchiki. Oparłem się o framugę drzwi.
-Gotowe? –spytałem słodko.
     Spojrzała na mnie mroźnym wzrokiem. Schowałem się za ścianą. Zaśmiała się.
-Tak, masz w jadalni. –powiedziała, do jednej ręki biorąc talerz z nałożoną już jajecznicą, a od drugiej szklankę wody, po czym usiadła naprzeciwko mnie. –Jakoś tak pusto bez Yuzu, Karin i twojego ojca. –przyznała, a ja spojrzałem na nią.
-Niby tak, ale czasami fajnie jest od nich odpocząć. –odpowiedziałem.
     Kiedy zjedliśmy wziąłem swój i dziewczyny talerz, po czym włożyłem je do zmywarki. To samo zrobiłem z patelnią, deską i nożem. Ze względu na małą ilość naczyń nie wstawiałem zmywarki do mycia i wróciłem do dziewczyny.
–Chodźmy, bo spóźnimy się do szkoły. –powiedziałem.
-Ale… -jęknęła. -…Nie chcę mi się… -dodała.
     Spojrzałem na nią zaskoczony, od kiedy ona narzeka, tuż to niesamowite. Głowę i ręce położyła na stole.
-Idziemy, nie marudź… -rzuciłem.
-Ale… -nie dokończyła, bo wziąłem ją pod pachę. –Co ty robisz?! –zbulwersowała się.
-Skoro nie chcesz iść na własnych nogach to cię zaniosę. –odpowiedziałem i  tak niosąc tę marudę do szkoły przyciągałem na siebie spojrzenia przechodniów.
-Spójrz… -powiedziała pokazując coś dłonią, a ja spojrzałem tam, ujrzałem kwitnące Sakury… Cudowne…
-Tsaa… Zachwycaj się. Już nigdy nie więcej nie będę cię nosił. –zakpiłem z oczarowanej dziewczyny. Mina od razu jej zrzedła i myślałem, że mi przyłoży.
-Baka! Nie chcę, żebyś mnie nosił! –powiedziała, czuję się jakby specjalnie na każde moje słowo była nastawiona „anty”. –Ale dziękuje, Ichigo. –powiedziała nie patrząc na mnie, a na drzewa z różowymi kwiatami.
     Uśmiechnąłem się do siebie lekko. Kiedy doszliśmy do szkoły chciałem puścić dziewczynę, ale się zawahałem.
–Co? –spytała wojowniczo. Mówiłem. Ona jest nastawiona "anty"!
-Mogę cię puścić, ale zostaniesz, czy zwiejesz? –zaśmiała się.
-Skoro już mnie przyniosłeś to zostanę. –odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
     Odstawiłem czarnowłosą na ziemię. Pobiegła do budynku zostawiając mnie w tyle. Ruszyłem za nią, jednak zgubiłem ciemnowłosą w tłumie. Westchnąłem cicho. Zaraz przyszła.
-Wolno biegasz. –powiedziała oglądając się za ramię. –Będziemy musieli poćwiczyć.
-Nie biegam wolno, a… -przerwano mi.
     Poczułem, że ktoś cmoknął mnie w policzek. No, tak tylko jedna osoba mnie tak wita.
-Witaj, Hime. –przywitałem się z rudowłosą ona odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.
-Dzień dobry, Ichigo. Cześć, Rukia. –odpowiedziała. –Chodźmy do klasy. –ja i czarnowłosa przytaknęliśmy.
     W sumie z naszej paczki „wtajemniczonych”. Była tylko nasza trójka. Zaraz jednak doszedł Toshiro. Stanął pomiędzy mną, a Rukią. Niedługo później zbierali się pozostali, oczywiście było wiele powitań, pytań w stylu "Długo czekaliście?", "Co u was?" etc. Dzień zleciał nam spokojnie. Szczerze mówiąc jak jeden z niewielu. W większości tylko któreś z nas leci powybijać jakieś Hollowy, a dzisiaj spokój. To podejrzane. Spojrzałem na białowłosego. Wyglądał, jakby się zastanawiał nad tym samym, a może mi się wydaje. Spojrzał na dziewczyny, które prowadziły tak interesującą rozmowę na temat mody, że Renji, aż zasnął.  Może jednak nie to go zastanawia… Spojrzał w niebo. Był jakiś taki niespokojny. Po skończonych lekcjach wracaliśmy do domu. Ciągle dręczyła mnie sprawa Toshiro. Może coś nie tak jest z dziewczynami? Nie, nie o to chodzi… A może… Z zamyślenia wybił mnie porządne przyłożenie otwartą dłonią w twarz. Zacząłem pocierać sobie bolące miejsce i spojrzałem na „przeciwnika”.
-Halo! Ziemia do Ichigo! –warknęła Rukia, stojąca przede mną z rękami założonymi na piersi.
-Nie o to mi chodziło mówiąc: „Zrób z nim coś, żeby wrócił na ziemię”. –westchnął Uryuu. Ale nikt go nie słuchał, bo zacząłem kłócić się z Rukią o to, że mnie bije.
-Co ty robisz, Karle! –wrzasnąłem zły na czarnowłosą, agresywną kobietę.
-Musiałam coś zrobić, abyś wrócił na ziemie, Truskaweczko! –przekręciła moje imię i spojrzała wyzywająco.
     Co chwilę padały takie słowa jak „idiota”, „Karzeł”, „Truskawka”, „głupia kobieta” etc. W większości ta mała żmija (takie przezwisko też się pojawiło) kazała mi wyłysieć i wyrwała praktycznie garść włosów. Wyrzucając je na chodnik. Spojrzałem na nią nienawistnym wzrokiem z zaszklonymi oczami, bo wyrywanie włosów z cebulkami całymi garściami za przeproszeniem cholernie boli. Złapałem się za głowę i szedłem 5 metrów za czarnowłosą. Sam miałem ochotę powyrywać jej te czarne druty. Odwróciła się i jak dziecko wystawiła mi język. Aktualnie podszedł do niej kapitan 10 dywizji i coś powiedział. Z poważniała, przytaknęła. Czemu oni muszą szeptać! Zastanowiła się przez chwilę i odpowiedziała. Toshiro kiwnął głową i podszedł do Renji’ego znów coś zaczął szeptać tym razem Abarai’em. Zrobiłem obrażoną minę, której i tak nikt nie widział, i podszedłem do Rukii. Ja też chcę wiedzieć!
-Co jest? –spytałem, a ona spojrzała na mnie przybita.
-Nowe informacje na temat zbiegłych Shinigami. –odpowiedziała cichutko i zgryzła wargę.
-A mianowicie? –spytałem półszeptem, nie wiedziałem czemu, ale uważałem, że w tym cichym mówieniu jest słuszność. To takie podświadome uczucie.
-Jest ich co najmniej setka i dwudziestka z nich jest na stopniu dywizji 0. –szepnęła i zgryzła wargę. Dywizja 0? Ta królewska dywizja, czy jakoś tak? –Na pewno wiesz o tym, że tam dołączają najsilniejsi kapitanowie z Gotei 13. –dodała, a ja przytaknąłem.
-No to będzie problem… -westchnąłem, a ta spojrzała na mnie wzrokiem „niesamowite” oczywiście w sarkastycznym tego słowa znaczeniu.** -Tu się rozchodzimy. –powiedziałem do reszty.
     Ja i Rukia pożegnaliśmy się z pozostałymi, Inoue dałem całusa w policzek i poszliśmy do mnie. Czarnowłosa walnęła się na kanapie.
-To jest dar od Boga. –powiedziała przytulając do siebie poduszkę.
-Nee-san! –podbiegł do niej Kon i został odrzucony na drugi koniec pokoju.
     Jak?! On uderzył w poduszkę! Powinien wbić się w poduszkę, a nie się od niej odbić na drugi koniec pokoju! A może i odbić? A już sam nie wiem…
-Chcesz coś zjeść? –spytała dziewczyna z kuchni. Kiedy ona..? A nie ważne.
–Tsa. Cokolwiek. –powiedziałem i usiadłem na miejscu, gdzie dziewczyna przed chwilą leżała.
-Czemu jesteś smutny? –spytała pochylając się nade mną.
-Dlatego, że wyrwałaś mi włosy z głowy. –dotknąłem się w miejsce bez włosów, uśmiechnęła się rozbawiona. –Dlatego, że nasi przeciwnicy są niesamowicie silni. –trzepnęła mnie w głowę. Co prawda mniej bolało niż wyrywanie włosów i wcześniejsze uderzenie. Zauważyłem, że ona lubi mnie bić. –Co znowu?
-Musisz mieć takie pesymistyczne podejście do życia? Ciesz się. Ciesz się, że jeszcze nas nie zaatakowali, a nie jesteś przygnębiony, że… -poczuliśmy silne reiatsu. –No i szlag trafił całą moją rozwlekłą wypowiedź… -westchnęła, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

*Kiedyś tam było mówione, że pomidor to owoc i arbuz to warzywo, w obie teorie wierze i obu się trzymam, więc jeśli będzie u mnie napisana któraś z tych dwóch teorii to się nie czepiać.
**Autorka tego bloga uwielbia przekręcać wszystkie powiedzonka. To przykład z jej… Czemu piszę o sobie w trzeciej osobie O.o To przykład z moich codziennych powiedzonek: „A abyś wiedziała”, kiedy się pomyli (znowu 3 os. l. poj.) mówi „literówka” etc. Jest ich więcej, ale kiedy próbuje je sobie przypomnieć mam w głowie wielką czarną dziurę.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

"Just trust to me..": Rozdział 3.

Witajcie! Dobiliśmy właśnie do trzeciego rozdziału. Marnie. Więc trzeba to nadrobić i dodaje następny. Nie ma żadnej akcji, za co przepraszam, ale rozdział wyszedł nudny i trzeba czekać do następnego, aby coś się rozkręciło.
A teraz:
Przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że ktoś to czyta i miłej lektury!

Rozdział 3.

-Przez pewien czas ze sobą chodzili. –rzucił beznamiętnie. Pierwsza myśl jaka nasunęła mi się do głowy to „Rukia, ten ciągle zrzędzący Karzeł miał drugą połówkę?!”. Moja mina, bezcenna. –Nie patrz się takim wzrokiem. –skomentował Toshiro, a do mnie dopiero dotarło, że on mówi na poważnie. –W każdym razie, kiedy Ryuu wrócił do Soul Society. Nawiasem mówiąc, nikt nie wie jak i z jakiego powodu. Okazało się, że zna Kuchiki. Oczywiście zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu… -zaczął opowiadać, a ja mu przerwałem.
-Czekaj! Najpierw powiedz mi, kim w ogóle jest ten cały Ryuu, bo nigdy nie orientowałem się w przyjaciołach Rukii. Mało o sobie opowiadała… -powiedziałem patrząc na niego.
-Ryuu Ohira zasłużył sobie dla Soul Society, jako prawny Shinigami i kapitan jednego z Gotei 13. –wyjaśnił. Zaskoczył mnie sam fakt, że Rukia zadaje się z kapitanami. –Wracając… Ryuu zaczął ją trenować. Na całe dnie zaszywali się do jakiś swoich pól treningowych. Pewnego dnia, Kuchiki i Ohira wracali razem z treningu i trafili na istną rzeź…
-Co się..? –moje źrenice się rozszerzyły. Jaka znowu rzeź?
-Liczba zabitych wynosiła 78 osób dorosłych i 27 dzieci. W sumie 105 ofiar śmiertelnych. –zamurowało mnie. Nie wiedziałem czy mam się odezwać, czy siedzieć cicho. -Nie mogliśmy tego zostawić w spokoju. Złapaliśmy Kuchiki i Ohira. Próbowali się tłumaczyć, ale nikt nie chciał ich nawet słuchać. Zamknęliśmy tą dwójkę w izolatce. –wyjaśnił. Tu zrobił drobną przerwę, widząc, że się gotuję.
-Jak mogliście im to zrobić to przecież Rukia… -powiedziałem zaciskając pięści.
-Dobrze wiesz, że nie my o tym decydujemy. Słuchaj dalej. Kiedy wreszcie postanowiono ich przepytać doszliśmy do wniosku kto to wszystko zrobił, a mianowicie… Zbiegli Shinigami. Natychmiast pobiegliśmy do izolatki przy pomieszczeniu Kuchiki, a tam niebyło nikogo - Gihei Hayashi uciekł. Pracowaliśmy nad wyłapaniem jego towarzyszy od 17 lat. Jednak zapadli się pod ziemię. Po latach, kiedy ich sprawa odeszła już trochę na bok, wrobili Kuchiki i Ohira, byśmy nachwalę zapomnieli o tej grupie. Udało im się. Jednakże, nikt nie był pewny czy mówią prawdę. Co jak co, ale przez kilkanaście lat uważana Ohira'e za zbiegłego. Więc wysłali go, aby sprawdził gdzie znajduje się ich kryjówka. Zabili Ryuu, który ostatecznie ją odkrył w Świecie Żywych i teraz na powrót prowadzimy tu sprawę. –dokończył Toshiro.
     Byłem w szoku. Rukia i kapitan zostali wrobieni przez… Gihei’a, który przed chwilą walczył z Rukią i dał jej przeżyć i… To… Nie umiem pozbierać myśli. Co tam się działo pod czas mojej nieobecności. Spojrzałem na Toshiro.
–Czy… Wiesz jak oni wyglądają? –spytałem. –Ci… zbiegli Shinigami? –poprawiłem się. Nie znam nazwiska tamtego może to tylko zbieżność imion?
-Ich szef – Yousuke Goto, białowłosy wyższy od ciebie mężczyzna, ma intensywnie czerwone oczy  i najczęściej chodzi ubrany w fioletową koszulę i białą pelerynę… To on zabił Ryuu. Jednak nie mów o tym Kuchiki... –już otwierałem usta, aby spytać o co dokładnie chodzi. –Nie twoja sprawa, z resztą moja też nie. Sam dowiedziałem się przez przypadek. Okakura zielone włosy i tego samego koloru oczy. Jest niewiele niższy od ciebie. Kiichi ma duże okulary i brązowe włosy, jest gdzieś mojego wzrostu. Mimo jego wręcz bezbronnego  wyglądu, nie lekceważ go. Gihei to blondyn o intensywnie zielonych oczach, mniej więcej twojego wzrostu. –a jednak to on.  Ścisnąłem dłonie w pięści. Hitsugaya udawał, że tego nie widzi i patrzył się w przestrzeń. –Murai… Postury Zaraki’ego, ciemne włosy i nie ma nogi, jednak jest na tyle szybki, że zdąży zajść cię od tyłu i pozbawić głowy. Wszyscy, którzy tam coś znaczą są na poziomie wyższym niż kapitańskim. –skończył swój monolog Toshiro.
-Jest ich tylko piątka? –spytałem dość zuchwale.
-Możliwe, że połączyli się z jakimiś innymi zbiegłymi Shinigami lub czymś innym. –odpowiedział białowłosy. –Kurosaki… Powiedz mi, czy to Gihei was zaatakował? –spytał.
     Spojrzałem na niego zaskoczony. Już chciałem zaprzeczać, jednak zrezygnowałem. Kapitan 10 oddziału spojrzał na mnie wyczekująco.
-Taa… -mruknąłem.
     On kiwnął głową na znak, że rozumie i zaczął nas czymś dumać. Zadzwonił dzwonek. Dopiero? Uświadomiłem sobie, że „nie dopiero”, a uczniowie wychodzą z klas.
-Ichigo… -usłyszałem głos za sobą i zobaczyłem przyglądającą się mi Rukię.
     Była już w swoim gigai. Wysiliłem się na uśmiech. Naprawdę coś takiego przeżyłaś? Na pewno było o wiele gorzej, niż sobie wyobrażam i to nie może być jedyne co w tym okresie się wydarzyło. Musiałaś czuć się okropnie. I do tego te wszystkie zdarzenia były tak blisko ciebie. Miałem ochotę ją przytulić.
-Coś się stało? –spytała.
     Nagle Toshiro przyszedł. Chwila… Spojrzałem za siebie. Tam też stał… A, no fakt… Poprawka. Przyszło gigai należące do Hitsugaya'i.
-Nie… No, co ty, nic… -powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej słabo. Unikałem jej wzroku.
-Baka! Nic mi nigdy nie mówisz! –wybuchła. -Chyba też mam prawo wiedzieć! –zbulwersowała się. Miałem ochotę wygarnąć jej dokładnie to samo. Podniosła ręce w geście oskarżycielskim. –Jesteś…
-…Egoistyczna. –dokończyłem za nią i mijając zaskoczoną ciemnowłosą ruszyłem przed siebie.
-Ichi-go… -szepnęła zdziwiona, a jej ręce jakby bezwładnie opadły. Czułem się podle robiąc coś takiego, ale sama powinna się obwiniać o to samo. Zatrzymałem się.
–Jesteś egoistką… Powinnaś dzielić się swoimi problemami, a nie egoistycznie zachowywać je tylko dla siebie… -powiedziałem cicho wkoło powtarzając słowo „egoizm”.
-Masz rację… -usłyszałem cichy głos.
     Staliśmy w milczeniu odwróceni do siebie tyłem. Ona ruszyła w stronę budynku, a ja ścisnąłem dłonie w pięści. Ciągle się obrażamy i kłócimy, a tu nagle ona przyjmuję obrazę z uśmiechem. Czemu to tak boli? Dzień minął w miarę szybko. Rangiku i Rukia ominęły jedną lekcję. Do końca szkoły polegał w większości na rywalizacji z Ikkaku, nudnych przemowach Yumichika o wyglądzie z resztą Rangiku wygłaszała podobne przemowy, tyle, że nimi interesowała się Rukia i Orihime, później rozmawiały o jedzeniu. Chad siedział i przysłuchiwał się wszystkiemu. Renji i Ishida delikatnie mówiąc głośno wyrażali swoje poglądy… Toshiro w większości siedział cicho nad czymś dumając. Szczerze mówiąc, trochę bolało mnie to, że Rukia nie odezwała się do mnie ani słowa od tamtego momentu. Kiedy szkoła się skończyła każdy się rozszedł. Nawet Rukia poszła gdzieś indziej. Wszedłem do domu.
-Spóźniłeś się… Rodzinka wyjechała do babci i cię zostawiła? Pewnie czujesz się samotny, ale tu chodzi o twoją edukację, więc masz dowód, że się o Cie… -przerwałem Rukii jej monolog.
-Co ty tu robisz?! –spytałem zaskoczony. –Szłaś przecież inną drogą… -chociaż w głębi duszy, byłem zadowolony, że wróciła i będzie normalnie, tak jak kiedyś. Nie... Nigdy nie będzie tak jak kiedyś, bo... Bo ona wróciła, a ja... Ja...
-Tak, ale nie myśl sobie, że będę mieszkać gdzieś indziej, bo przecież już od dawna mieszkam w twojej szafie i nie będę rezygnowała z… -nie dałem jej skończyć, zresztą ona też nie dała mi dokończyć mej myśli.
-Mój dom to nie hotel! –powiedziałem wściekły, a ona spojrzała na mnie znudzona i włożyła sobie popcorn do ust.
-Zaraz leci mecz. Nie przegapię tego. –powiedziała i zaskoczyła mnie tym.
-Lubisz nogę? –spytałem zdziwiony i trochę zbity z tropu.
-„Nogę”? Ahh… Piłkę nożną. Mam prawo mieć zainteresowania i tak lubię „nogę”. –zrobiła cudzysłów rękoma. –Idę się umyć. –rzuciła i poszła do łazienki.
     Wrzuciłem sobie popcorn do ust. Czy właśnie nieświadomie dałem jej zgodę do mieszkania tutaj? Jestem idiotą… Kiedy ona się myła ja przebrałem się w pidżamę. Dziewczyna weszła do mojego pokoju bez pukania z wielkim różowym pluszowym królikiem w jednej ręce i miską popcornu i cukierkami w drugiej.
-Ty tak na serio? –spytałem patrząc na królika.
-Oczywiście, że tak! –odpowiedziała energicznie i usiadła na łóżku obok mnie.
Dopóki mecz się nie zaczął, dziewczyna bazgrała rysunki, a ja coś czytałem co nawiasem mówiąc jest dziwne. Niedługo później usłyszeliśmy już pierwsze okrzyki kibiców z telewizji, a następnie monologi komentatorów. Kiedy zaczęli grać zapomnieliśmy o Bożym Świecie. Założyliśmy się o to, która drużyna wygra. Jeśli jej drużyna wygra kupie Rukii żywego królika z całym wyposażeniem (chłopaki liczę na waszą wygraną), a jeśli moja ona odrabia za mnie lekcję przez miesiąc, no i kochane pranie przez dwa tygodnie robi za mnie. Sprawiedliwie, prawda? Ostatecznie był remis i ona nie musiała robić mi zadania i ja jej nie musiałem kupować królika. Było w porządku. Później oglądaliśmy jakąś komedie.
-Rukia… Rukia… Rukia… -mówiłem zmęczony, a nie słyszałem nic oprócz ciszy. –Ru… -odwróciłem się do dziewczyny i spostrzegłem, że śpi. -…kia. – dokończyłem jej imię zrezygnowany i wstałem. Otrzepałem trochę kołdrę z popcornu i cukierków po czym okryłem nią dziewczynę. Poszedłem spać na kanapie w salonie. Okryłem się. Mam nadzieję, że już nigdy mnie nie wykiwa i nie wygoni na kanapę.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Wesoły dodatek wielkanocny :3

Witam was w wesołym dodatku :3
Dobra było święto Chappy, a ja nawet z braku czasu nie stworzyłam, żadnego Wielkanocnego opowiadanka. Trzeba to jakoś nadrobić, więc korzystając z rady koleżanki dodam zdjęcia nie mojego autorstwa.








Nadal wolę IchiRuki, ale przyznajcie, że to jest urocze. Ja przyznaję, że jest uroczę. Bez bicia!






Umm... Miałam tego więcej, ale przy dodawaniu ponad połowa wyrzucona. W każdym razie... Wiem, że notka trochę spóźniona, ale nawet w śmigus-dyngus był dla mnie 'zalatany'. Mam nadzieję, że świetnie się bawiliście z rodziną, a w śmigusa byliście cali mokrzy lub przynajmniej w śniegu. Moi durni znajomi robili zająca ze śniegu. Co za ludzie... Ogólnie kupiłam sobie japońskie fiszki wiem, że ichi to jeden, ni to dwa, san to trzy. Nie ma to jak nauka cyferek xD
W sumie jak tak spojrzeć to wychodzi "Ichi-nii-san", ehh... Może te fiszki są zakłamane o.O
Dobra. Kończę tą notkę, która jest strasznie o moim życiu. Sayonara! Mata ashita! Oyasuminasai!

Pozdrawiam serdecznie
Mitsuko Hitsugaya

PS. Wszystkie japońskie słówka z tej notki znajdą się w słowniczku.

sobota, 30 marca 2013

"Just trust to me" Rozdział 2.

Dodaje na szybko bez notatki. Przepraszam, że tak długo oczekiwaliście posta i przepraszam za błędy.


Rozdział 2.
-Lepiej się czułem mając ciebie za ścianą. –powiedział głupkowato zielonooki napastnik, a mnie znów zamurowało. Co się tu dzieje…
-Rukia… -szepnąłem cicho patrząc na jej zupełnie zmieniający się wyraz twarzy. Czy ona była… Karana? Za co? Co znowu się wydarzyło? Czemu mnie nie wzywała? Czemu nie wróciła? Coraz więcej pytań rodzi się w mojej głowie.
-To była wina twoja i twoich towarzyszy, że mnie tam zamknęli! –wrzasnęła i wyglądała jakby zaraz miała się eksplodować. Czarnowłosa wpadła w furię.
-Ale cię uwolnili, bo dowiedli twojej niewinności, zapomnijmy o tamtym… -powiedział, próbując złagodzić sytuacje, ale jakby wiedział, że w taki sposób jednak mu nie wyjdzie. To zbyt zawiłe wyjaśnienie. Czy nie chodzi mu o wytrącenie jej z równowagi?
-Nie, ja o tym nie zapomnę! Zdajesz sobie sprawę jakie to było upokarzające?! –krzyknęła nie i zaczęła atakować nie panując nad mieczem. Lekko zgryzła wargę, kiedy on już otwierał usta. –Przestań gadać. Walczmy. –powiedziała już trochę spokojniej i tamten się zamknął. Ciemnowłosa tylko obrywała, a Gihei unikał wszystkich jej ataków. Była zbyt zdenerwowana, aby pomyśleć nad walką. Nagle przebił ją na wylot. –Więc ostatecznie i tak przegrałam? –powiedziała niesamowicie spokojnie, jakby cała zła energia z tym ciosem wyparowała. Splunęła krwią, a czerwona ciecz spłynęła, po jej brodzie.
-Rukia! –krzyknąłem przerażony. Nawet nie zwróciła na nas uwagi. Patrzyła tylko na blondyna. Znów otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
–Jeśli zginę… Jestem wdzięczna, że… -nie dał jej dokończyć. On powiedział do niej coś tak cicho, że nie byłem w stanie usłyszeć. –Arigatou. –odpowiedziała jakby podniesiona na duchu i zamknęła oczy. Gihei odstawił ją nieprzytomną na ziemię i wyszedł z formy Bankai, Inoue podbiegła do Rukii, aby ją uleczyć. Blondyn chciał już odejść, ale zatrzymałem go łapiąc za ramię.
-Czemu? –spytałem. –Czemu jej nie zabiłeś? Czemu tak ją zostawiłeś? –dopytywałem nie wiedząc co się dzieje. Skąd się znają? Skąd… Uhh… Kiedy tylko próbuje się dowiedzieć jaka jest odpowiedź, rodzą się następne pytania. Czy naprawdę, aż tak dużo zmieniło się przez te dwa lata?
-A chciałbyś, abym ją zabił? –blondyn zbił mnie z tropu.
-Ale czemu tego nie zrobiłeś? Tylko dlatego, że ja nie chcę jej śmierci? –zadawałem pytania retoryczne, ale musiałem wiedzieć o co chodzi z ich kontaktami.
-Nie pokazała swojej całej mocy. Gdyby to zrobiła zabiłbym ją. –rzucił i strzepnął moją dłoń z swego ramienia jak jakiś kurz.
-Całej mocy..? –szepnąłem do siebie zdziwiony, ale przecież i tak walczyła o wiele lepiej niż poprzednio. Do tego nawet była w stanie powstrzymać niektóre jego ataki, gdy był w Bankai.
-Sayonara. –powiedział i błyskawicznie zniknął. Westchnąłem zrezygnowany. Nie miałem zamiaru go ścigać. Odwróciłem się patrząc na Chappy skaczącą w około Rukii. To wyglądało dość zabawnie, może w innej sytuacji bym się śmiał, ale teraz byłem poważny.
-Jak myślisz… O czym mówił? –spytał Kon nadal siedzący na moim ramieniu. -Myślisz, że Nee-san nic nie będzie? -martwił się.
-Jakbym wiedział to bym nie pytał tego gościa. –rzuciłem niemrawo. -Mówisz, jakbyś nie znał możliwości Hime*. -dodałem i ruszyłem w ich stronę. Klęknąłem przy czarnowłosej i zaraz zobaczyłem jak Toshiro, Matsumoto, Ikkaku, Renji i Yumichika wracają. Wszyscy patrzyli zdziwieni na kawałki lodu i zepsute ściany… No, oprócz Hitsugaya’i… Czy on kiedykolwiek w życiu pokazywał zaskoczenie? No, na pewno nie w mojej obecności...
-Rukia! –nagle krzyknął Renji i podbiegł do niej. –Ichigo, co tu się stało? –spytał.
–Sam nie wiem. Przyszedłem na sam koniec walki. –skłamałem nie wiem od, kiedy trzymając leczoną dziewczynę za dłoń. Ścisnąłem ją lekko (dłoń) dodając sobie otuchy.
-Wszystko będzie z nią dobrze, prawda Hime? –spytałem. Przytaknęła skupiona nie patrząc na mnie. Jednak zaraz jej wzrok powędrował na moją twarz i uśmiechnęła się.
Nie byłem typem, który pokazuje swą miłość przy innych ludziach, nie więcej niż trzymanie się za ręce czy przytulenie. Nie zrobiłem tego, ale miałem chęć ją pocałować. Zachowała się tak jakby czytała w moich myślach. Znów spojrzałem na czarnowłosą. Jej twarz… A raczej wyraz jej twarzy, nigdy nie widziałem u niej takiej złości, zawziętości, złośliwości i… Smutku.
-„Rukia… Czemu nie powiesz mi co cię gryzie? Może coś bym na to poradził?” –powiedziałem do niej w myślach. Nieświadomie wpatrywałem się z zastanowieniem w twarz ciemnowłosej.
-Postaram się odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. –usłyszałem głos Toshiro. Odwróciłem się i spojrzałem na niego z dołu. –Tylko lepiej chodźmy na stronę. –dodał za chwilę. Kon zeskoczył mi z ramienia.
-Ja zostanę z Nee-san. –powiedział i już miał niecne zamiary. Odstraszyłem go na dobre od Hime, teraz pewnie będzie znowu ganiał za Rukią.
-Hitsugaya taichou*, ale przecież Ruk… -Renji, aż wstał mówiąc to, jednak przerwano mu wpół zdania.
-Spokojnie Abarai. Może i tak, ale ma prawo wiedzieć. –rzucił białowłosy kapitan i ruszył w stronę boiska. –Chodź Kurosaki. –powiedział nie patrząc na mnie i poganiając mnie ręką. Uwolniłem dłoń Rukii i ruszyłem za nim.
-A więc? –spytałem kiedy się oddaliliśmy. –Czemu Rukia jest… Taka? –nie mogłem znaleźć odpowiedniego słowa.
-Chodzi o Ryuu Ohira… -powiedział Toshiro i zrobił tu przerwę jakby zastanawiając się jak ma to ubrać w słowa. Mnie sam początek zdania mnie już wystarczająco zaskoczył. Pierwsze słyszę o kimś takim. Może to przyjaciel z dzieciństwa Rukii, jej chłopak? Taki zrzędzący Karzeł jak ona nie może znaleźć sobie partnera więc to odpada… Kurcze. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak mało wiem o jej przeszłości, a ona już teraz nawet wiedziała, że porzuciłem bycie Shinigami, choć formalnie nic takiego nie zrobiłem. Może zachowałem je „na wszelki wypadek”. W sumie teraz to jest mało ważne. Bardziej obchodzi mnie kim jest ten Ryuu.
*Hime  - księżniczka; tutaj użyte pieszczotliwie do skrócenia  imienia Orihime;
*Hitsugaya taichou  - kapitan Hitsugaya;

Edit: Smacznego jajka i mokrego dyngusa świry! ^^

piątek, 8 marca 2013

Just trust to me..: Rozdział 1.


Kiedy pisałam ten rozdział wydawał mi się jakiś pełen akcji i niesamowicie ciekawy, ale gdy go teraz przeczytałam uznałam, że to jeden z moich najgorszych dzieł ;D
Przyznaje całkowicie sknociłam sprawę. Wybaczcie, ale nie mogłam go zmienić ponieważ musiałabym "edytować" wszystko co do tej pory napisałam. Więc, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam miłej lektury.



Just trust to me..: Rozdział 1.

Dziewczyna z czarną czupryną chyba nie zamierzała mnie puścić. Trochę… A raczej bardzo zaskoczony położyłem jej dłoń na głowie. Ona wręcz ode mnie odskoczyła. Uśmiechnęła się słodko… Aż nazbyt słodko. Ten Karzeł tak umie? On… Ona mnie przeraża.
-Zadanie wykonane, py… -powiedziała energicznie i przerwała nagle cicho wzdychając. Uświadomiłem coś sobie. Proszę nie każcie mi przyznawać, że mam rację, ale ta słodycz nie podobna do tej dziewczyny i ten charakterystyczny wyraz nasuwa mi się razem z tą sylabą „py”. Cicho przełknąłem ślinkę.
-Chappy? –spytałem niepewnie, dziewczyna, a raczej jej gigai uciekło. Jak Chappy mogła mnie wykiwać… Ale że CHAPPY?! Ruszyłem w pogoń za czarnowłosą. Usłyszałem za sobą kroki. Gdzie jest prawdziwy Karzeł i czemu zostawił swoje ciało „bez opieki”. Po niedługim czasie znalazłem Chappy razem z gigai takich osób jak: Toshiro, Rangiku, Renji’ego i Ikkaku razem z Yumichika. Myślałem, że ta ostatnia dwójka tu niedotarta. Nie zostaje mi nic innego niż poszukać reiatsu Rukii. Jak ja nienawidzę używać tych mocy. Jednak bardzo rozproszyło mnie gigai Matsumoto, która mnie przytuliła i chciała pocałować. Nagle coś, a raczej ktoś przeleciał z taką siłą, że zniszczył ścianę i wgniótł się w następną. Niestety tą osobę zasłonił kurz. Nagle wszystkie gigai oprócz Chappy gdzieś pobiegły. Kiedy kurz już opadł zobaczyłem z wystawionym mieczem do przeciwnika Rukię. Na jej ramieniu siedział Kon. No, tak! Nie było go rano, że nawet nie zauważyłem jego nieobecności…
-Rukia… -szepnąłem jakby widząc zupełnie inną dziewczynę. Z wyglądu praktycznie się nie zmieniła, ale jej aura, jej, ehh… Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po plecach przeszły mi dreszcze widząc tą mało urodziwą Karlicę. Była poważnie okaleczona, ale wydawała się tym nie przejmować i zachowywała się jakby w ogóle nie była zmęczona. Spojrzała na mnie, nie… Spojrzała w moją stronę. Nie wiem, kiedy obroniła mnie przed dźgnięciem miecza.
-Trochę bardziej uważaj, Truskawko. –powiedziała zgryźliwie. Może jednak, aż tak bardzo się nie zmieniła?
-Dobrze wiesz, że moje imię nie znaczy „truskawka”, a „ten, który chroni”. –powiedziałem z przekąsem, a ona przewróciła oczami. Odepchnęła przeciwnika, któremu dopiero teraz uważniej się przyjrzałem. Blondyn z zielonymi oczami, jest mniej-więcej mojego wzrostu, Shinigami. Czemu ona walczy z Shinigami? Rukia zraniła go w ramię, ale w zamian znowu prawie przebiła ścianę.
-Co jest… Twoje ruchy są coraz słabsze, Gihei. –powiedziała ze zgryźliwością jakiej nigdy u niej nie widziałem. Przeciwnik błyskawicznie do niej podszedł. Zaczął próbować ją dźgnąć. Z rozbawioną twarzą go unikała, ale widziałem, że ledwie to robi. Zamachnął się na nią. Już poderwałem się z miejsca, kiedy ona po prostu stanęła na jego miecz i wystawiła mu język.
-Muszę przyznać, Kuchiki, że polepszyłaś się od naszego ostatniego starcia… -powiedział do niej. Ona go obraża, a on ją chwali. Czasem tego nie rozumiem. –Może przejdziemy do drugiej rundy i skończymy z tą całą zabawą? –zaproponował. Ona oddaliła się na niedużą odległość i ustawiła się. Przeciwnik zrobił to samo.
-Tańcz, Sode no Shirayuki. –powiedziała i jej zwykły Zanpakuto, zamienił się w białą katanę z długą tego samego koloru wstążką na końcu. –Druga runda. –przeciwnik uśmiechnął się.
-Niszcz, Kuroi Inazuma.* –powiedział wróg, oboje spoważnieli. Jego miecz zrobił się fioletowo czarny, okryła go jakby ciemna aura i wyglądał, jakby dochodziło na nim do jakiś zwarć. Jak czarne niebo podczas burzy i błyskające się pioruny.
-Jak zawsze wywiera na mnie wrażenie. -powiedziała poważnie czarnowłosa.
-Kuro no kasai*! –powiedział i mieczem wykrzesał czarny ogień wycelowany w dziewczynę. Nie wytrzymałem. Krzyknąłem za nią. Poczułem, że ktoś mi się odbił od głowy, a Kon wylądował na moim ramieniu. Co za nieznośny Karzeł! Myślałem, że się przewrócę. Rukia zaatakowała od góry została wyrzucona i wylądowała na nogi.
-Ichigo… -zaczęła. –Przestań wreszcie zgrywać bohatera. –dodała, a mnie zatkało. –Z tego co słyszałam skończyłeś już z byciem Shinigami. Więc czemu..? Czemu się w trącasz w MOJĄ walkę? Walczę o swój honor, nie o życie. Jeśli zginę, to zginę honorowo. –powiedziała dobitnym tonem i ostatecznie ledwie wyminęła cios przeciwnika.
-Nie zagaduj się podczas walki, Kuchiki. –powiedział przeciwnik. Zaczęli atakować się nawzajem swoimi technikami.  Poziom siły Rukii był niższy, ale nadganiała to przemyślanymi i szybkimi atakami. –Kuchiki, co ty na to, żeby podgrzać atmosferkę? –zaśmiał się i oddalił. –Ban… -dziewczyna przygryzła wargę, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. -…Kai! –powiedział, a nagle usłyszeć mogłem grzmot i zobaczyć coś na zasadzie Bankai Toshiro. Tyle, że to była postać gryfa.
Otaczała go ta sama czarna aura co w formie Shikai jego miecz. Miał czarne jak noc, orle skrzydła, lwi ogon i coś jakby także lwie łapy. Dziewczyna nadstawiła w jego stronę miecz. Spojrzał na nią jakby zdziwiony i chyba chciał coś powiedzieć lecz dziewczyna zaatakowała.
-Nie masz ze mną szans, kiedy jesteś w tej formie. –powiedział z wyższością do czarnowłosej przy okazji odpierając cios przez nią zadany.
-Nie przegram ze zbiegłym Shinigami. –odpowiedziała poważnie dziewczyna.
-Zbiegłym? –szepnąłem do siebie. –Jak to zbiegłym?! –powiedziałem tak, aby mnie usłyszeli. Nie mogłem jednak liczyć na odpowiedź z ich strony, bo byli zbyt zajęci sobą nawzajem.
-Izolatka była dla ciebie, aż taką katorgą? –spytała się uśmiechając podle. Rukia… Co się z tobą stało? Czemu się tak zachowujesz? Czy on ci coś zrobił? To logiczne, że coś ci zrobił!
-Ichigo… -usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się. Stała tam moja dziewczyna Orihime. –Kto to jest? –spytała wskazując na niego. –Czemu walczy z Kuchiki-san? –dopytywała.
-Niejaki Gihei. –powiedziałem mając nadzieję, że dobrze zapamiętałem raz usłyszane imię. Jestem słaby w te klocki. –Tego nie wiem. Kiedy chciałem się wtrącić Rukia mówiła, że to sprawa honorowa.
-Jeśli tak to musi być to coś naprawdę poważnego. –podsumowała Hime. Odkryła Amerykę. Ja tylko lekko machnąłem głową przytakując.

*Kuroi inazuma – czarna błyskawica
**Kuro no kasai – czarny ogień


Pewnie myślicie sobie "Nareszcie koniec." po raz drugi przepraszam, że sknociłam sprawę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie czytać dalsze rozdziały "Just trust to me", innej historii Ichigo, Rukii i Toshiro. To dla mnie bardzo ważnie, dzięki!

Pozdrawiam
Mitsuko Hitsugaya

poniedziałek, 4 marca 2013

Spojler do następnych rozdziałów.


Jestem dla was okropna, ponieważ, nie mam dostępu do Internetu. Oczywiście, kiedy znalazłam źródło neta (nie u sb w domu), zauważyłam, że nie mam moich notatek, tylko pojedyncze na telefonie. W miarę możliwości zgarnęłam moje najciekawsze pomysły i zrobiłam taki spojler do następnych rozdzialików. Może wam się spodoba ^^


-Możliwe, że połączyli się z jakimiś innymi zbiegłymi Shinigami lub czymś innym. –odpowiedział białowłosy. –Kurosaki… Powiedz mi, czy to Gihei was zaatakował? –spytał. Spojrzałem na niego zaskoczony.

-„Rukia… Czemu nie powiesz mi co cię gryzie? Może coś bym na to poradził?” –powiedziałem do niej w myślach. Nieświadomie wpatrywałem się z zastanowieniem w twarz ciemnowłosej.

-A chciałbyś, abym ją zabił? –zbił mnie z tropu.

-Mianowicie? –spytałem półszeptem, nie wiedziałem czemu, ale uważałem, że w tym cichym mówieniu jest słuszność. To takie podświadome uczucie.

-A więc? –spytałem kiedy się oddaliliśmy. –Czemu Rukia jest… Taka? –nie mogłem znaleźć odpowiedniego słowa.

-Ale cię uwolnili, bo dowiedli twojej niewinności, zapomnijmy o tamtym… -powiedział, próbując złagodzić sytuacje, ale jakby wiedział, że w taki sposób jednak mu nie wyjdzie. To zbyt zawiłe wyjaśnienie. Czy nie chodzi mu o wytrącenie jej z równowagi?

 -Ale… -nie dokończyła, bo wziąłem ją pod pachę. –Co ty robisz?! –zbulwersowała się.

-Czemu tego nie zrobiłeś? Tylko dlatego, że ja nie chcę jej śmierci? –zadawałem pytania retoryczne wręcz, ale musiałem wiedzieć o co chodzi z ich kontaktami.

-Baka! Nic mi nigdy nie mówisz! –wybuchła. -Chyba też mam prawo wiedzieć! –zbulwersowała się. Miałem ochotę wygarnąć jej dokładnie to samo. Podniosła ręce w geście oskarżycielskim. –Jesteś…

-Ja naprawdę… Później pobiegłam do łazienki… -spojrzała na mnie tak jakoś biednie, aż mi się jej szkoda zrobiło. Czyżby gra aktorska? Nie… Chyba. Poczułem, że ktoś cmoknął mnie w policzek.

-Ale… -jęknęła. -…Nie chcę mi się… -mruknęła. Spojrzałem na nią zaskoczony, od kiedy ona narzeka, tuż to niesamowite. Głowę i ręce położyła na stole.

-Arigatou… -wyszeptała patrząc  mu w oczy. Białowłosy spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. Jego wzrok powrócił na przeciwnika, a mina znów była poważna. Zszedł na ziemię i wystawił klingę Hyourinmaru.

-Baka! Nie chcę, żebyś mnie nosił! –powiedziała. Czuję się jakby specjalnie na każde moje słowo była nastawiona „anty”. –Ale dziękuje, Ichigo. –powiedziała nie patrząc na mnie, a na drzewa z różowymi kwiatami. Uśmiechnąłem się do siebie lekko. Kiedy doszliśmy do szkoły chciałem puścić dziewczynę, ale się zawahałem.  –Co? –spytała.

-…Egoistyczna.



Dla mej osoby nie istnieje coś takiego jak szczęście. Jednak, kiedy wszystkie problemy zostaną usunięte obiecuje od razu dodać drugi rozdzialik. To trochę za przeproszeniem idiotyczne pisać tak niby do czytelników, których mam równo 0, bo sprawdzałam, że nie ma żadnych odwiedzin na moim blogu. Jeśli jednak znajdziesz ten blog i przypadnie ci do gustu to proszę, prześlij go znajomym, sąsiadom, innym znajomym, rodzinie, kumplom z chatu lub ogólnie z Internetu, przyjaciołom ze szkoły, etc. Ogółem rzecz ujmując na jaki pomysł wpadniecie będzie doby to dziękuję.
Do zoba.
Mitsuko Hitsugaya

sobota, 23 lutego 2013

Just trust to me: Prolog.

Just trust to me: Prolog.

     „Kolejny monotonny dzień. Tak jest już od ponad dwóch lat. Jestem już w trzeciej klasie liceum i mam 18 lat. Rok temu rzuciłem „tę” robotę, a z każdym dniem tracę nadzieję na ponowne ujrzenie starych przyjaciół, szczerze mówiąc to były moje najlepsze lata, ach… Chciałbym ich jeszcze chociaż raz zobaczyć… Tą samą regułkę powtarzam od czasu ich wyjazdu. To żałosne. Szczególnie dlatego, że ja… Mam życie prywatne, które znowu byłoby zachwiane z powodu ich powrotu. Odgoniłem od siebie te przygnębiające myśli.
     Ślamazarnie wstałem z łóżka i ubrałem się w mundurek szkolny. Skradając się zszedłem na parter. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem, że niema nikogo w domu. To wydawało mi się jednak, trochę podejrzane… Do tego nie ma śniadania… Trudno sam sobie zrobię. Na lodówce wisiała kartka. Odczepiłem ją i zacząłem czytać.

Synu! Ja z siostrami pojechaliśmy do babci. Nie chcieliśmy cię ze sobą zabierać, abyś mógł się uczyć, bo w końcu to ostatnia klasa. Wrócimy za tydzień, w lod…

     Dalej były już tylko instrukcje co do obiadu i innych tego typu rzeczy. Zrobiłem sobie kanapkę. Zjadłem ją szybko i wolnym krokiem ruszyłem do budynku edukacji. Kiedy byłem na miejscu przemknąłem się w miarę niezauważalnie do klasy i usiadłem w ławce. Zaraz zostałem „napadnięty” przez kilkoro innych przyjaciół.
-Yo… -przywitałem się z nimi i uśmiechnąłem się do swojej dziewczyny. Jesteśmy parą od trzech miesięcy, ale szczerze mówiąc to nie odwzajemniam jej uczucia. Ona na mnie nie zasługuję. Ciemnowłosy chłopak coś mówił, lecz ja go nie słuchałem. Nagle usłyszałem znajomy donośny głos, wykrzykujący pretensjonalnie jeszcze bardziej znajome imię, a raczej nazwisko. Ożywiłem się. –Oni… Tu są? –spytałem głupkowato.
-No, właśnie przecież ci o tym... –zaczął poirytowany ciemnowłosy, ale ja ekspresowo wyszedłem z ławki. Nagle zobaczyłem jak czwórka „nowych” wybiega z klasy.
     Zastanawiające jest to czemu tylko czwórka? Może reszta jest gdzieś niedaleko? Zacząłem szybko rozglądać się po klasie. Brak jakichkolwiek oznak życia pozostałej dwójki. Ktoś stojący w drzwiach nagle zaczął… Uciekać? Ruszyłem za nimi. Ledwie zdążyłem wyjść z klasy, ktoś się do mnie przykleił. Brew mi zaczęła drgać. Co odbiło..? A może za dużo sake? … Nie, ten człowiek nie pije… Choć może Karzeł zmienił się przez te kilka lat… I może podrósł! Nie… To ciągle taka sama niska, bezużyteczna ofiara losu.”


Taa... To mniej-więcej na tyle. Prolog jest króciusieńki, ale co tam napiszę? Przy rozdziałach staram się aby minimalna ilość słów nie była mniejsza niż 800-900, a tu zaledwie 350 słów. Jeszcze się u mnie wypracuje dobry styl pisania. Mam nadzieję, że pomożecie mi nie zrezygnować po dodanych dwóch rozdziałach, a dacie siłę, by pisać bez końca. To do pierwszego rozdziału.
Mitsuko Hitsugaya

Witam.

Witajcie

Jestem zaszczycona, że ktoś tu wszedł... W sumie to mój pierwszy blog. Zawsze bałam się, że moje wypociny są zbyt tandetne, aby wstawić je do internetu. Ogółem także miałam tremę. Bałam się, że ktoś zacznie to krytykować, ale przełamałam się, ale teraz do tematu. Jak w linku... Głównymi bohaterami są Ichigo, Rukia i Toshiro. Bez białowłosego kapitana, nie było by tego opowiadania. Do tego jest to mój ulubiony bohater... No, razem z Kenpachim i Byakuyą, Renji'm, Grimmjow'em, wcześniej wymienioną dwójką... Do rzeczy. Nie znoszę spolszczeń, ale myślę, że jak są to łatwiej się czyta, jeśli jednak tak nie uważacie piszcie w komentarzach, że wam się nie podoba. Dostosuję się. W mojej głowie powstają różne dziwne paringi, więc się nie przestraszcie. Na razie jednak praktycznie nie będzie tej miłości. W sumie to nie wiem czy dotrwam do tego, aby ta miłość powstała, ale postaram się. Czasami w głowie rodzą mi się naprawdę pomysły typu Chuck Norris by tego nie wymyślił (co oczywiście jest nieprawdopodobne, bo Chuck wszystko już powymyślał, wszystkie pomysły to są tylko plagiaty pomysłów Chucka Norrisa, ale ten jest dobry i nas nie zgłosi na policje), więc na niektóre notki trzeba będzie czekać dłużej, zanim oczywiście wymyślę coś normalnego. Będę starała się jednak dodawać notki regularnie co tydzień-dwa. No to chyba na tyle. Do prologu!

Pozdrawiam
Mitsuko Hitsugaya