piątek, 8 marca 2013

Just trust to me..: Rozdział 1.


Kiedy pisałam ten rozdział wydawał mi się jakiś pełen akcji i niesamowicie ciekawy, ale gdy go teraz przeczytałam uznałam, że to jeden z moich najgorszych dzieł ;D
Przyznaje całkowicie sknociłam sprawę. Wybaczcie, ale nie mogłam go zmienić ponieważ musiałabym "edytować" wszystko co do tej pory napisałam. Więc, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam miłej lektury.



Just trust to me..: Rozdział 1.

Dziewczyna z czarną czupryną chyba nie zamierzała mnie puścić. Trochę… A raczej bardzo zaskoczony położyłem jej dłoń na głowie. Ona wręcz ode mnie odskoczyła. Uśmiechnęła się słodko… Aż nazbyt słodko. Ten Karzeł tak umie? On… Ona mnie przeraża.
-Zadanie wykonane, py… -powiedziała energicznie i przerwała nagle cicho wzdychając. Uświadomiłem coś sobie. Proszę nie każcie mi przyznawać, że mam rację, ale ta słodycz nie podobna do tej dziewczyny i ten charakterystyczny wyraz nasuwa mi się razem z tą sylabą „py”. Cicho przełknąłem ślinkę.
-Chappy? –spytałem niepewnie, dziewczyna, a raczej jej gigai uciekło. Jak Chappy mogła mnie wykiwać… Ale że CHAPPY?! Ruszyłem w pogoń za czarnowłosą. Usłyszałem za sobą kroki. Gdzie jest prawdziwy Karzeł i czemu zostawił swoje ciało „bez opieki”. Po niedługim czasie znalazłem Chappy razem z gigai takich osób jak: Toshiro, Rangiku, Renji’ego i Ikkaku razem z Yumichika. Myślałem, że ta ostatnia dwójka tu niedotarta. Nie zostaje mi nic innego niż poszukać reiatsu Rukii. Jak ja nienawidzę używać tych mocy. Jednak bardzo rozproszyło mnie gigai Matsumoto, która mnie przytuliła i chciała pocałować. Nagle coś, a raczej ktoś przeleciał z taką siłą, że zniszczył ścianę i wgniótł się w następną. Niestety tą osobę zasłonił kurz. Nagle wszystkie gigai oprócz Chappy gdzieś pobiegły. Kiedy kurz już opadł zobaczyłem z wystawionym mieczem do przeciwnika Rukię. Na jej ramieniu siedział Kon. No, tak! Nie było go rano, że nawet nie zauważyłem jego nieobecności…
-Rukia… -szepnąłem jakby widząc zupełnie inną dziewczynę. Z wyglądu praktycznie się nie zmieniła, ale jej aura, jej, ehh… Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po plecach przeszły mi dreszcze widząc tą mało urodziwą Karlicę. Była poważnie okaleczona, ale wydawała się tym nie przejmować i zachowywała się jakby w ogóle nie była zmęczona. Spojrzała na mnie, nie… Spojrzała w moją stronę. Nie wiem, kiedy obroniła mnie przed dźgnięciem miecza.
-Trochę bardziej uważaj, Truskawko. –powiedziała zgryźliwie. Może jednak, aż tak bardzo się nie zmieniła?
-Dobrze wiesz, że moje imię nie znaczy „truskawka”, a „ten, który chroni”. –powiedziałem z przekąsem, a ona przewróciła oczami. Odepchnęła przeciwnika, któremu dopiero teraz uważniej się przyjrzałem. Blondyn z zielonymi oczami, jest mniej-więcej mojego wzrostu, Shinigami. Czemu ona walczy z Shinigami? Rukia zraniła go w ramię, ale w zamian znowu prawie przebiła ścianę.
-Co jest… Twoje ruchy są coraz słabsze, Gihei. –powiedziała ze zgryźliwością jakiej nigdy u niej nie widziałem. Przeciwnik błyskawicznie do niej podszedł. Zaczął próbować ją dźgnąć. Z rozbawioną twarzą go unikała, ale widziałem, że ledwie to robi. Zamachnął się na nią. Już poderwałem się z miejsca, kiedy ona po prostu stanęła na jego miecz i wystawiła mu język.
-Muszę przyznać, Kuchiki, że polepszyłaś się od naszego ostatniego starcia… -powiedział do niej. Ona go obraża, a on ją chwali. Czasem tego nie rozumiem. –Może przejdziemy do drugiej rundy i skończymy z tą całą zabawą? –zaproponował. Ona oddaliła się na niedużą odległość i ustawiła się. Przeciwnik zrobił to samo.
-Tańcz, Sode no Shirayuki. –powiedziała i jej zwykły Zanpakuto, zamienił się w białą katanę z długą tego samego koloru wstążką na końcu. –Druga runda. –przeciwnik uśmiechnął się.
-Niszcz, Kuroi Inazuma.* –powiedział wróg, oboje spoważnieli. Jego miecz zrobił się fioletowo czarny, okryła go jakby ciemna aura i wyglądał, jakby dochodziło na nim do jakiś zwarć. Jak czarne niebo podczas burzy i błyskające się pioruny.
-Jak zawsze wywiera na mnie wrażenie. -powiedziała poważnie czarnowłosa.
-Kuro no kasai*! –powiedział i mieczem wykrzesał czarny ogień wycelowany w dziewczynę. Nie wytrzymałem. Krzyknąłem za nią. Poczułem, że ktoś mi się odbił od głowy, a Kon wylądował na moim ramieniu. Co za nieznośny Karzeł! Myślałem, że się przewrócę. Rukia zaatakowała od góry została wyrzucona i wylądowała na nogi.
-Ichigo… -zaczęła. –Przestań wreszcie zgrywać bohatera. –dodała, a mnie zatkało. –Z tego co słyszałam skończyłeś już z byciem Shinigami. Więc czemu..? Czemu się w trącasz w MOJĄ walkę? Walczę o swój honor, nie o życie. Jeśli zginę, to zginę honorowo. –powiedziała dobitnym tonem i ostatecznie ledwie wyminęła cios przeciwnika.
-Nie zagaduj się podczas walki, Kuchiki. –powiedział przeciwnik. Zaczęli atakować się nawzajem swoimi technikami.  Poziom siły Rukii był niższy, ale nadganiała to przemyślanymi i szybkimi atakami. –Kuchiki, co ty na to, żeby podgrzać atmosferkę? –zaśmiał się i oddalił. –Ban… -dziewczyna przygryzła wargę, a ja spojrzałem na niego zdziwiony. -…Kai! –powiedział, a nagle usłyszeć mogłem grzmot i zobaczyć coś na zasadzie Bankai Toshiro. Tyle, że to była postać gryfa.
Otaczała go ta sama czarna aura co w formie Shikai jego miecz. Miał czarne jak noc, orle skrzydła, lwi ogon i coś jakby także lwie łapy. Dziewczyna nadstawiła w jego stronę miecz. Spojrzał na nią jakby zdziwiony i chyba chciał coś powiedzieć lecz dziewczyna zaatakowała.
-Nie masz ze mną szans, kiedy jesteś w tej formie. –powiedział z wyższością do czarnowłosej przy okazji odpierając cios przez nią zadany.
-Nie przegram ze zbiegłym Shinigami. –odpowiedziała poważnie dziewczyna.
-Zbiegłym? –szepnąłem do siebie. –Jak to zbiegłym?! –powiedziałem tak, aby mnie usłyszeli. Nie mogłem jednak liczyć na odpowiedź z ich strony, bo byli zbyt zajęci sobą nawzajem.
-Izolatka była dla ciebie, aż taką katorgą? –spytała się uśmiechając podle. Rukia… Co się z tobą stało? Czemu się tak zachowujesz? Czy on ci coś zrobił? To logiczne, że coś ci zrobił!
-Ichigo… -usłyszałem głos za sobą. Odwróciłem się. Stała tam moja dziewczyna Orihime. –Kto to jest? –spytała wskazując na niego. –Czemu walczy z Kuchiki-san? –dopytywała.
-Niejaki Gihei. –powiedziałem mając nadzieję, że dobrze zapamiętałem raz usłyszane imię. Jestem słaby w te klocki. –Tego nie wiem. Kiedy chciałem się wtrącić Rukia mówiła, że to sprawa honorowa.
-Jeśli tak to musi być to coś naprawdę poważnego. –podsumowała Hime. Odkryła Amerykę. Ja tylko lekko machnąłem głową przytakując.

*Kuroi inazuma – czarna błyskawica
**Kuro no kasai – czarny ogień


Pewnie myślicie sobie "Nareszcie koniec." po raz drugi przepraszam, że sknociłam sprawę. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie czytać dalsze rozdziały "Just trust to me", innej historii Ichigo, Rukii i Toshiro. To dla mnie bardzo ważnie, dzięki!

Pozdrawiam
Mitsuko Hitsugaya

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz