sobota, 30 marca 2013

"Just trust to me" Rozdział 2.

Dodaje na szybko bez notatki. Przepraszam, że tak długo oczekiwaliście posta i przepraszam za błędy.


Rozdział 2.
-Lepiej się czułem mając ciebie za ścianą. –powiedział głupkowato zielonooki napastnik, a mnie znów zamurowało. Co się tu dzieje…
-Rukia… -szepnąłem cicho patrząc na jej zupełnie zmieniający się wyraz twarzy. Czy ona była… Karana? Za co? Co znowu się wydarzyło? Czemu mnie nie wzywała? Czemu nie wróciła? Coraz więcej pytań rodzi się w mojej głowie.
-To była wina twoja i twoich towarzyszy, że mnie tam zamknęli! –wrzasnęła i wyglądała jakby zaraz miała się eksplodować. Czarnowłosa wpadła w furię.
-Ale cię uwolnili, bo dowiedli twojej niewinności, zapomnijmy o tamtym… -powiedział, próbując złagodzić sytuacje, ale jakby wiedział, że w taki sposób jednak mu nie wyjdzie. To zbyt zawiłe wyjaśnienie. Czy nie chodzi mu o wytrącenie jej z równowagi?
-Nie, ja o tym nie zapomnę! Zdajesz sobie sprawę jakie to było upokarzające?! –krzyknęła nie i zaczęła atakować nie panując nad mieczem. Lekko zgryzła wargę, kiedy on już otwierał usta. –Przestań gadać. Walczmy. –powiedziała już trochę spokojniej i tamten się zamknął. Ciemnowłosa tylko obrywała, a Gihei unikał wszystkich jej ataków. Była zbyt zdenerwowana, aby pomyśleć nad walką. Nagle przebił ją na wylot. –Więc ostatecznie i tak przegrałam? –powiedziała niesamowicie spokojnie, jakby cała zła energia z tym ciosem wyparowała. Splunęła krwią, a czerwona ciecz spłynęła, po jej brodzie.
-Rukia! –krzyknąłem przerażony. Nawet nie zwróciła na nas uwagi. Patrzyła tylko na blondyna. Znów otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
–Jeśli zginę… Jestem wdzięczna, że… -nie dał jej dokończyć. On powiedział do niej coś tak cicho, że nie byłem w stanie usłyszeć. –Arigatou. –odpowiedziała jakby podniesiona na duchu i zamknęła oczy. Gihei odstawił ją nieprzytomną na ziemię i wyszedł z formy Bankai, Inoue podbiegła do Rukii, aby ją uleczyć. Blondyn chciał już odejść, ale zatrzymałem go łapiąc za ramię.
-Czemu? –spytałem. –Czemu jej nie zabiłeś? Czemu tak ją zostawiłeś? –dopytywałem nie wiedząc co się dzieje. Skąd się znają? Skąd… Uhh… Kiedy tylko próbuje się dowiedzieć jaka jest odpowiedź, rodzą się następne pytania. Czy naprawdę, aż tak dużo zmieniło się przez te dwa lata?
-A chciałbyś, abym ją zabił? –blondyn zbił mnie z tropu.
-Ale czemu tego nie zrobiłeś? Tylko dlatego, że ja nie chcę jej śmierci? –zadawałem pytania retoryczne, ale musiałem wiedzieć o co chodzi z ich kontaktami.
-Nie pokazała swojej całej mocy. Gdyby to zrobiła zabiłbym ją. –rzucił i strzepnął moją dłoń z swego ramienia jak jakiś kurz.
-Całej mocy..? –szepnąłem do siebie zdziwiony, ale przecież i tak walczyła o wiele lepiej niż poprzednio. Do tego nawet była w stanie powstrzymać niektóre jego ataki, gdy był w Bankai.
-Sayonara. –powiedział i błyskawicznie zniknął. Westchnąłem zrezygnowany. Nie miałem zamiaru go ścigać. Odwróciłem się patrząc na Chappy skaczącą w około Rukii. To wyglądało dość zabawnie, może w innej sytuacji bym się śmiał, ale teraz byłem poważny.
-Jak myślisz… O czym mówił? –spytał Kon nadal siedzący na moim ramieniu. -Myślisz, że Nee-san nic nie będzie? -martwił się.
-Jakbym wiedział to bym nie pytał tego gościa. –rzuciłem niemrawo. -Mówisz, jakbyś nie znał możliwości Hime*. -dodałem i ruszyłem w ich stronę. Klęknąłem przy czarnowłosej i zaraz zobaczyłem jak Toshiro, Matsumoto, Ikkaku, Renji i Yumichika wracają. Wszyscy patrzyli zdziwieni na kawałki lodu i zepsute ściany… No, oprócz Hitsugaya’i… Czy on kiedykolwiek w życiu pokazywał zaskoczenie? No, na pewno nie w mojej obecności...
-Rukia! –nagle krzyknął Renji i podbiegł do niej. –Ichigo, co tu się stało? –spytał.
–Sam nie wiem. Przyszedłem na sam koniec walki. –skłamałem nie wiem od, kiedy trzymając leczoną dziewczynę za dłoń. Ścisnąłem ją lekko (dłoń) dodając sobie otuchy.
-Wszystko będzie z nią dobrze, prawda Hime? –spytałem. Przytaknęła skupiona nie patrząc na mnie. Jednak zaraz jej wzrok powędrował na moją twarz i uśmiechnęła się.
Nie byłem typem, który pokazuje swą miłość przy innych ludziach, nie więcej niż trzymanie się za ręce czy przytulenie. Nie zrobiłem tego, ale miałem chęć ją pocałować. Zachowała się tak jakby czytała w moich myślach. Znów spojrzałem na czarnowłosą. Jej twarz… A raczej wyraz jej twarzy, nigdy nie widziałem u niej takiej złości, zawziętości, złośliwości i… Smutku.
-„Rukia… Czemu nie powiesz mi co cię gryzie? Może coś bym na to poradził?” –powiedziałem do niej w myślach. Nieświadomie wpatrywałem się z zastanowieniem w twarz ciemnowłosej.
-Postaram się odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. –usłyszałem głos Toshiro. Odwróciłem się i spojrzałem na niego z dołu. –Tylko lepiej chodźmy na stronę. –dodał za chwilę. Kon zeskoczył mi z ramienia.
-Ja zostanę z Nee-san. –powiedział i już miał niecne zamiary. Odstraszyłem go na dobre od Hime, teraz pewnie będzie znowu ganiał za Rukią.
-Hitsugaya taichou*, ale przecież Ruk… -Renji, aż wstał mówiąc to, jednak przerwano mu wpół zdania.
-Spokojnie Abarai. Może i tak, ale ma prawo wiedzieć. –rzucił białowłosy kapitan i ruszył w stronę boiska. –Chodź Kurosaki. –powiedział nie patrząc na mnie i poganiając mnie ręką. Uwolniłem dłoń Rukii i ruszyłem za nim.
-A więc? –spytałem kiedy się oddaliliśmy. –Czemu Rukia jest… Taka? –nie mogłem znaleźć odpowiedniego słowa.
-Chodzi o Ryuu Ohira… -powiedział Toshiro i zrobił tu przerwę jakby zastanawiając się jak ma to ubrać w słowa. Mnie sam początek zdania mnie już wystarczająco zaskoczył. Pierwsze słyszę o kimś takim. Może to przyjaciel z dzieciństwa Rukii, jej chłopak? Taki zrzędzący Karzeł jak ona nie może znaleźć sobie partnera więc to odpada… Kurcze. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak mało wiem o jej przeszłości, a ona już teraz nawet wiedziała, że porzuciłem bycie Shinigami, choć formalnie nic takiego nie zrobiłem. Może zachowałem je „na wszelki wypadek”. W sumie teraz to jest mało ważne. Bardziej obchodzi mnie kim jest ten Ryuu.
*Hime  - księżniczka; tutaj użyte pieszczotliwie do skrócenia  imienia Orihime;
*Hitsugaya taichou  - kapitan Hitsugaya;

Edit: Smacznego jajka i mokrego dyngusa świry! ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz