niedziela, 5 maja 2013

"Just trust to me..": Rozdział 4.


Na początek powiem, że dzisiaj można spodziewać się jeszcze jednego posta! Przepraszam, że ostatni post był miesiąc temu. Nadrobię to (chyba)! ;D

Break: Witajcie! Zapowiem dzisiejszy rozdział, kochani! <33
Mitsuko: Odbija? Nawet nie jesteś z tej mangi.
Alice: Czy to jakiś problem? Czy z tego powodu nie możemy zapowiadać?!
Gilbert: Wstyd mi przynosicie…
M: Alice! Mięsko! Break! Lizak! *wyrzuca około 2 kilometry dalej, a oni za tym biegną. Gilbert wzdycha i powoli idzie za nimi.*
Hichigo: Co to miało być?
M: Zamknij się i zapowiadaj!
B: Więc tak. W dzisiejszym rozdziale…! <33
M: Ale przecież ty… Przed chwilą… Tam… 2 kilometry…
B: Jestem szybki! <33
M: Oszczędź sobie serduszek.  >.<
B: Przynajmniej jestem uroczy! <33
A: To mu trzeba przyznać… *westchnięcie*
M: Ty też?! *w tle: „B: Alice… <33”*
G: Tak… Ja też się ich boję.
M: Gilbert!
H: Getsuga… Tenshou!
M+B+A+G: Aaaa..!
Hichigo: Yo! Z powodu straconego czasu powiem tylko. Przeczytajcie, zostawcie komentarz i dodajcie blog do ulubionych, bo nie ręczę za siebie…
M+B+G: Baka!
M: TO  BYŁ  ZAMACH  NA  NASZE  ŻYCIE!
A: Mięsko!
M+H+B+G: …
M: Udajmy, że nigdy nic się tu nie wydarzyło…
~.~ Zapraszam! ~.~


Rozdział 4.
     Kiedy się obudziłem poczułem przyjemny zapach jajecznicy unoszący się w powietrzu. Kocham jajecznicę! Przyciągnięty tym oto zapachem powędrowałem do kuchni. Zajrzałem przez otwarte drzwi. Stała tam Rukia z włosami upiętymi w kok i ubrana w mundurek.
-Umiesz gotować? –spytałem zdziwiony.
-Nie. Mam zamiar cię otruć. –rzuciła sarkastycznie. –Oczywiście, że umiem! Baka! –rzuciła we mnie pomidorem.
     Uniknąłem ataku i trochę poobijany owoc* wylądował na szafce. Na szczęście się nie rozchlapał.
–Spokojnie, nie rzuciłam tak mocno. –powiedziała jakby czytając mi z twarzy.
     Zabierała czerwony obiekt, przez który mogłem zginąć. Zaczęła kroić boczek. Mówiłem, że kocham jajecznice? Nagle wystawiła nuż w moją stronę.
–Przebrałbyś się przynajmniej. –powiedziała twardo, a ja zacząłem ściągać koszulkę. –Ale nie tutaj! –powiedziała i odwróciła się zawstydzona.
     Zacząłem się śmiać i wyszedłem. Uwielbiam ją drażnić.
–Baka! –krzyknęła z kuchni, a ja teatralnie przewróciłem oczami.
     Co za dziewczyna… Przebrałem się w mundurek szkolny i wróciłem z powrotem do Kuchiki. Oparłem się o framugę drzwi.
-Gotowe? –spytałem słodko.
     Spojrzała na mnie mroźnym wzrokiem. Schowałem się za ścianą. Zaśmiała się.
-Tak, masz w jadalni. –powiedziała, do jednej ręki biorąc talerz z nałożoną już jajecznicą, a od drugiej szklankę wody, po czym usiadła naprzeciwko mnie. –Jakoś tak pusto bez Yuzu, Karin i twojego ojca. –przyznała, a ja spojrzałem na nią.
-Niby tak, ale czasami fajnie jest od nich odpocząć. –odpowiedziałem.
     Kiedy zjedliśmy wziąłem swój i dziewczyny talerz, po czym włożyłem je do zmywarki. To samo zrobiłem z patelnią, deską i nożem. Ze względu na małą ilość naczyń nie wstawiałem zmywarki do mycia i wróciłem do dziewczyny.
–Chodźmy, bo spóźnimy się do szkoły. –powiedziałem.
-Ale… -jęknęła. -…Nie chcę mi się… -dodała.
     Spojrzałem na nią zaskoczony, od kiedy ona narzeka, tuż to niesamowite. Głowę i ręce położyła na stole.
-Idziemy, nie marudź… -rzuciłem.
-Ale… -nie dokończyła, bo wziąłem ją pod pachę. –Co ty robisz?! –zbulwersowała się.
-Skoro nie chcesz iść na własnych nogach to cię zaniosę. –odpowiedziałem i  tak niosąc tę marudę do szkoły przyciągałem na siebie spojrzenia przechodniów.
-Spójrz… -powiedziała pokazując coś dłonią, a ja spojrzałem tam, ujrzałem kwitnące Sakury… Cudowne…
-Tsaa… Zachwycaj się. Już nigdy nie więcej nie będę cię nosił. –zakpiłem z oczarowanej dziewczyny. Mina od razu jej zrzedła i myślałem, że mi przyłoży.
-Baka! Nie chcę, żebyś mnie nosił! –powiedziała, czuję się jakby specjalnie na każde moje słowo była nastawiona „anty”. –Ale dziękuje, Ichigo. –powiedziała nie patrząc na mnie, a na drzewa z różowymi kwiatami.
     Uśmiechnąłem się do siebie lekko. Kiedy doszliśmy do szkoły chciałem puścić dziewczynę, ale się zawahałem.
–Co? –spytała wojowniczo. Mówiłem. Ona jest nastawiona "anty"!
-Mogę cię puścić, ale zostaniesz, czy zwiejesz? –zaśmiała się.
-Skoro już mnie przyniosłeś to zostanę. –odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie.
     Odstawiłem czarnowłosą na ziemię. Pobiegła do budynku zostawiając mnie w tyle. Ruszyłem za nią, jednak zgubiłem ciemnowłosą w tłumie. Westchnąłem cicho. Zaraz przyszła.
-Wolno biegasz. –powiedziała oglądając się za ramię. –Będziemy musieli poćwiczyć.
-Nie biegam wolno, a… -przerwano mi.
     Poczułem, że ktoś cmoknął mnie w policzek. No, tak tylko jedna osoba mnie tak wita.
-Witaj, Hime. –przywitałem się z rudowłosą ona odpowiedziała mi promiennym uśmiechem.
-Dzień dobry, Ichigo. Cześć, Rukia. –odpowiedziała. –Chodźmy do klasy. –ja i czarnowłosa przytaknęliśmy.
     W sumie z naszej paczki „wtajemniczonych”. Była tylko nasza trójka. Zaraz jednak doszedł Toshiro. Stanął pomiędzy mną, a Rukią. Niedługo później zbierali się pozostali, oczywiście było wiele powitań, pytań w stylu "Długo czekaliście?", "Co u was?" etc. Dzień zleciał nam spokojnie. Szczerze mówiąc jak jeden z niewielu. W większości tylko któreś z nas leci powybijać jakieś Hollowy, a dzisiaj spokój. To podejrzane. Spojrzałem na białowłosego. Wyglądał, jakby się zastanawiał nad tym samym, a może mi się wydaje. Spojrzał na dziewczyny, które prowadziły tak interesującą rozmowę na temat mody, że Renji, aż zasnął.  Może jednak nie to go zastanawia… Spojrzał w niebo. Był jakiś taki niespokojny. Po skończonych lekcjach wracaliśmy do domu. Ciągle dręczyła mnie sprawa Toshiro. Może coś nie tak jest z dziewczynami? Nie, nie o to chodzi… A może… Z zamyślenia wybił mnie porządne przyłożenie otwartą dłonią w twarz. Zacząłem pocierać sobie bolące miejsce i spojrzałem na „przeciwnika”.
-Halo! Ziemia do Ichigo! –warknęła Rukia, stojąca przede mną z rękami założonymi na piersi.
-Nie o to mi chodziło mówiąc: „Zrób z nim coś, żeby wrócił na ziemię”. –westchnął Uryuu. Ale nikt go nie słuchał, bo zacząłem kłócić się z Rukią o to, że mnie bije.
-Co ty robisz, Karle! –wrzasnąłem zły na czarnowłosą, agresywną kobietę.
-Musiałam coś zrobić, abyś wrócił na ziemie, Truskaweczko! –przekręciła moje imię i spojrzała wyzywająco.
     Co chwilę padały takie słowa jak „idiota”, „Karzeł”, „Truskawka”, „głupia kobieta” etc. W większości ta mała żmija (takie przezwisko też się pojawiło) kazała mi wyłysieć i wyrwała praktycznie garść włosów. Wyrzucając je na chodnik. Spojrzałem na nią nienawistnym wzrokiem z zaszklonymi oczami, bo wyrywanie włosów z cebulkami całymi garściami za przeproszeniem cholernie boli. Złapałem się za głowę i szedłem 5 metrów za czarnowłosą. Sam miałem ochotę powyrywać jej te czarne druty. Odwróciła się i jak dziecko wystawiła mi język. Aktualnie podszedł do niej kapitan 10 dywizji i coś powiedział. Z poważniała, przytaknęła. Czemu oni muszą szeptać! Zastanowiła się przez chwilę i odpowiedziała. Toshiro kiwnął głową i podszedł do Renji’ego znów coś zaczął szeptać tym razem Abarai’em. Zrobiłem obrażoną minę, której i tak nikt nie widział, i podszedłem do Rukii. Ja też chcę wiedzieć!
-Co jest? –spytałem, a ona spojrzała na mnie przybita.
-Nowe informacje na temat zbiegłych Shinigami. –odpowiedziała cichutko i zgryzła wargę.
-A mianowicie? –spytałem półszeptem, nie wiedziałem czemu, ale uważałem, że w tym cichym mówieniu jest słuszność. To takie podświadome uczucie.
-Jest ich co najmniej setka i dwudziestka z nich jest na stopniu dywizji 0. –szepnęła i zgryzła wargę. Dywizja 0? Ta królewska dywizja, czy jakoś tak? –Na pewno wiesz o tym, że tam dołączają najsilniejsi kapitanowie z Gotei 13. –dodała, a ja przytaknąłem.
-No to będzie problem… -westchnąłem, a ta spojrzała na mnie wzrokiem „niesamowite” oczywiście w sarkastycznym tego słowa znaczeniu.** -Tu się rozchodzimy. –powiedziałem do reszty.
     Ja i Rukia pożegnaliśmy się z pozostałymi, Inoue dałem całusa w policzek i poszliśmy do mnie. Czarnowłosa walnęła się na kanapie.
-To jest dar od Boga. –powiedziała przytulając do siebie poduszkę.
-Nee-san! –podbiegł do niej Kon i został odrzucony na drugi koniec pokoju.
     Jak?! On uderzył w poduszkę! Powinien wbić się w poduszkę, a nie się od niej odbić na drugi koniec pokoju! A może i odbić? A już sam nie wiem…
-Chcesz coś zjeść? –spytała dziewczyna z kuchni. Kiedy ona..? A nie ważne.
–Tsa. Cokolwiek. –powiedziałem i usiadłem na miejscu, gdzie dziewczyna przed chwilą leżała.
-Czemu jesteś smutny? –spytała pochylając się nade mną.
-Dlatego, że wyrwałaś mi włosy z głowy. –dotknąłem się w miejsce bez włosów, uśmiechnęła się rozbawiona. –Dlatego, że nasi przeciwnicy są niesamowicie silni. –trzepnęła mnie w głowę. Co prawda mniej bolało niż wyrywanie włosów i wcześniejsze uderzenie. Zauważyłem, że ona lubi mnie bić. –Co znowu?
-Musisz mieć takie pesymistyczne podejście do życia? Ciesz się. Ciesz się, że jeszcze nas nie zaatakowali, a nie jesteś przygnębiony, że… -poczuliśmy silne reiatsu. –No i szlag trafił całą moją rozwlekłą wypowiedź… -westchnęła, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

*Kiedyś tam było mówione, że pomidor to owoc i arbuz to warzywo, w obie teorie wierze i obu się trzymam, więc jeśli będzie u mnie napisana któraś z tych dwóch teorii to się nie czepiać.
**Autorka tego bloga uwielbia przekręcać wszystkie powiedzonka. To przykład z jej… Czemu piszę o sobie w trzeciej osobie O.o To przykład z moich codziennych powiedzonek: „A abyś wiedziała”, kiedy się pomyli (znowu 3 os. l. poj.) mówi „literówka” etc. Jest ich więcej, ale kiedy próbuje je sobie przypomnieć mam w głowie wielką czarną dziurę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz