Just trust to me: Prolog.
„Kolejny
monotonny dzień. Tak jest już od ponad dwóch lat. Jestem już w trzeciej klasie
liceum i mam 18 lat. Rok temu rzuciłem „tę” robotę, a z każdym dniem tracę
nadzieję na ponowne ujrzenie starych przyjaciół, szczerze mówiąc to były moje
najlepsze lata, ach… Chciałbym ich jeszcze chociaż raz zobaczyć… Tą samą
regułkę powtarzam od czasu ich wyjazdu. To żałosne. Szczególnie dlatego, że ja…
Mam życie prywatne, które znowu byłoby zachwiane z powodu ich powrotu.
Odgoniłem od siebie te przygnębiające myśli.
Ślamazarnie
wstałem z łóżka i ubrałem się w mundurek szkolny. Skradając się zszedłem na
parter. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem, że niema nikogo w domu. To
wydawało mi się jednak, trochę podejrzane… Do tego nie ma śniadania… Trudno sam
sobie zrobię. Na lodówce wisiała kartka. Odczepiłem ją i zacząłem czytać.
„Synu! Ja z siostrami pojechaliśmy do babci. Nie
chcieliśmy cię ze sobą zabierać, abyś mógł się uczyć, bo w końcu to ostatnia
klasa. Wrócimy za tydzień, w lod…”
Dalej były
już tylko instrukcje co do obiadu i innych tego typu rzeczy. Zrobiłem sobie
kanapkę. Zjadłem ją szybko i wolnym krokiem ruszyłem do budynku edukacji. Kiedy
byłem na miejscu przemknąłem się w miarę niezauważalnie do klasy i usiadłem w
ławce. Zaraz zostałem „napadnięty” przez kilkoro innych przyjaciół.
-Yo… -przywitałem
się z nimi i uśmiechnąłem się do swojej dziewczyny. Jesteśmy parą od trzech
miesięcy, ale szczerze mówiąc to nie odwzajemniam jej uczucia. Ona na mnie nie
zasługuję. Ciemnowłosy chłopak coś mówił, lecz ja go nie słuchałem. Nagle usłyszałem
znajomy donośny głos, wykrzykujący pretensjonalnie jeszcze bardziej znajome
imię, a raczej nazwisko. Ożywiłem się. –Oni… Tu są? –spytałem głupkowato.
-No, właśnie
przecież ci o tym... –zaczął poirytowany ciemnowłosy, ale ja ekspresowo
wyszedłem z ławki. Nagle zobaczyłem jak czwórka „nowych” wybiega z klasy.
Zastanawiające jest to czemu tylko czwórka? Może reszta jest gdzieś niedaleko?
Zacząłem szybko rozglądać się po klasie. Brak jakichkolwiek oznak życia
pozostałej dwójki. Ktoś stojący w drzwiach nagle zaczął… Uciekać? Ruszyłem za
nimi. Ledwie zdążyłem wyjść z klasy, ktoś się do mnie przykleił. Brew mi
zaczęła drgać. Co odbiło..? A może za dużo sake? … Nie, ten człowiek nie pije…
Choć może Karzeł zmienił się przez te kilka lat… I może podrósł! Nie… To ciągle
taka sama niska, bezużyteczna ofiara losu.”
Taa... To mniej-więcej na tyle. Prolog jest króciusieńki, ale co tam napiszę? Przy rozdziałach staram się aby minimalna ilość słów nie była mniejsza niż 800-900, a tu zaledwie 350 słów. Jeszcze się u mnie wypracuje dobry styl pisania. Mam nadzieję, że pomożecie mi nie zrezygnować po dodanych dwóch rozdziałach, a dacie siłę, by pisać bez końca. To do pierwszego rozdziału.
Mitsuko Hitsugaya
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz